Filip czytał siostrze bajki i sam zasnął nie wiadomo kiedy.
Na zegarze zbliżała się północ i z radia w pokoju stołowym słychać było muzykę.
Obudziły go podniesiony głos ojca. Jak zwykle wrócił do domu pijany i poszukiwał jedzenia. Matka zostawiała na kuchence obiad dla niego, ale albo był tak pijany, że nie widział, albo tak złośliwy, że nie chciał dać jej pospać. Wybita ze snu nie mogła już zasnąć i on o tym dobrze wiedział. Tak przynajmniej wydawało się Filipowi.
– Gdzie jest mój kotlet! – Dochodziło z kuchni. – Co to w końcu, jak ja mogłem sobie wziąć taką babę?!
– Wczoraj były kotlety, dzisiaj ziemniaki z fasolką. – Tłumaczyła Justyna.
– Nie ma dzisiaj kotleta?! Jak to, ja mam jeść fasolę?! Co to za porządki, co?!
– My też nie jedliśmy mięsa…
– Możesz sobie nawet jeść trawę, rozumiesz?!
– Rozumiem…
– No!
Fragmenty rozmowy dochodziły do uszu Filipa i raniły go jakby igły wbijane prosto w serce. Nie rozumiał, dlaczego ojciec tak się zachowuje i wyraźnie okazuje brak szacunku matce, swojej żonie, którą przecież kiedyś musiał kochać.
I to jego „No!”. Jedno słowo wypowiadane przez ojca dawało mu ogromną przewagę nad wszystkimi w domu. Kiedy wydzierał się i brakowało mu argumentów, wówczas „No!” oznaczało koniec dyskusji. Nawet trzeźwy nadużywał tego wyrazu, a właściwie wyrażenia oznaczającego „Ja mam rację”. Wszystko musiało być tak, jak on chciał, a gdy ktoś próbował wciągnąć go w jakąś dyskusję, kończyło ją „No!”.
Swojego „No!” Andrzej używał w znaczeniu „Tak”. Na przykład, kiedy dzieci pytały, czy tata potrafi jeździć na nartach, padało „No!” Jawne kłamstwo. Podobnie, gdy pytali o przeczytaną książkę lub oglądany film, zawsze „No!”. Dzieci brały tę odpowiedź za prawdę, Filip natomiast znajdował się w okresie dorastania i młodzieńczego buntu. Dzielił owe odpowiedzi ojca na składniki i analizował pod względem wiarygodności. Ponieważ nigdy nie widział ojca na nartach ani czytającego cokolwiek, dlatego bardzo krytycznie oceniał jego kłamstwa.
Najgorsze było jednak „No!” wymawiane podczas nocnych kłótni.
Andrzej jedynie raz uderzył żonę. Później tłumaczył się, że to był przypadek, bo akurat zaszła go z tyłu a on odwracając się trzymał ramię na wysokości jej twarzy. Upadła wówczas. Musieli wezwać pogotowie, miała złamany nos.
Wybaczyła mu, bo rzeczywiście szła na paluszkach za jego plecami i miała zamiar go nastraszyć. Tak tłumaczyła Filipowi.
Ten raz jednak wystarczył młodzieńcowi, dla którego matka była całym światem. Za każdym razem, kiedy dochodziły do niego odgłosy kłótni, stawał się czujny i przewrażliwiony. Traktował ojca jak rywala, sam o tym nawet nie wiedząc.
– Co tam Filip nawyrabiał?! – Słychać było głos Andrzeja. – Słyszałem, że byłaś na komendzie.
– Nic wielkiego, nieporozumienie.
– Co ty sobie myślisz, dlaczego kłamiesz, mam iść i go zbudzić!?
– Przestań krzyczeć, uspokój się w końcu. – Prosiła go szeptem.
Filip siedział na łóżku Ani i prąd przechodził mu przez plecy. Rozmawiali o nim, ojciec odgrażał się i chciał do niego iść. To nie pierwszy raz. Bał się.
Odgrażał się w myślach. Niech wreszcie przyjdzie, niech się okaże, jaki z niego twardziel. Już on mu pokaże. „Nie wolno, to twój ojciec!” – Słyszał za każdym razem, gdy nachodziły go myśli o konfrontacji z ojcem.
– Gdzie jest sodka?! – Gromił Justynę pijany mąż.
– Tam, gdzie ją zostawiłeś wczoraj – próbowała oponować.
– No, mam, ale coś jej mało, ktoś mi ją podbiera, Justyna!?
– Uspokój się, nikt jej oprócz ciebie w domu nie używa.
– Niech ja przyłapię kogo na tym! – Odgrażał się.
Zwyczajna procedura. Ojciec już zdążył przyzwyczaić wszystkich do tego. Najpierw wracał głodny o północy lub nad ranem, potem jadł obiad, przebierał się w piżamę i kładł do łóżka. Naprzykrzał się przy tym całej rodzinie, a przynajmniej tym jej członkom, którzy jeszcze nie spali lub zostali przez niego zbudzeni.
Kiedy teoretycznie wszystko było już w porządku i Andrzej kładł się spać, po jakiejś chwili wstawał. Budził ponownie Justynę pytaniami o sodkę i kłócił się. Następnie mieszał sodę z wodą i octem i wypijał szklankę pieniącego się napoju w ubikacji. Roztwór ten pomagał mu wymiotować. Często bywało, że nie mógł panować nad wymiotowaniem i matka nocami sprzątała pokój i ściany. Zwracał nawet wówczas, gdy był trzeźwy.
Filip wiele razy rozmawiał na ten temat z matką. Nie rozumiał, dlaczego ojciec pije, skoro zaraz wymiotuje. No i po co je, skoro za jakiś czas wszystko zwraca. Matka nie mówiła wiele, nie tłumaczyła postępowania ojca, ale prosiła, aby Filip nie oceniał go zbyt krytycznie i zawsze wierzył, że kiedyś wszystko zmieni się na lepsze.