Powieść sportowa, sensacyjna, obyczajowa…
Rozdział 1
Filip był tak zmęczony poprzednią nieprzespaną nocą, że leżąc na trawiastej plaży basenu walczył ze snem. Byle nie zasnąć – myślał. Zaśnięcie groziło spieczeniem raka. Skórę miał bardzo wrażliwą na słońce, a kremu nie wystarczyło dla niego. Musiał posmarować filtrami młodszą siostrę Anię i brata Kamila, którymi się opiekował. Ania mogłaby się cały dzień taplać w wodzie, sześcioletni mors. Nie marzła w niej, nie narzekała na nic. Była po prostu w swoim żywiole. Co innego Kamil. Ten musiał coś broić i wystarczyłaby mu kałuża, aby zwrócić na siebie uwagę. Gdyby nie duży wzrost, nikt nie powiedziałby, że właśnie zdał do szóstej klasy. Miał mentalność dziecka wychowanego na bajkach o wojownikach i zdobywcach wszechświata, czasami nawet ratował świat od zagłady. – Filip – wołała z wody Ania – idziesz do wody?!
Nastolatek ospale podniósł głowę nad piasek, ale nie odpowiedział.
– Kamil, uważaj na Anię! – Wydał polecenie bratu.
Nad wodą panował ogromny zgiełk. Z każdą godziną na plaży i dokoła niej przybywało ludzi chcących zanurzyć się w wodzie i uciec od upału. Stawało się to coraz trudniejsze, w dodatku wilgotne powietrze uniemożliwiało normalne oddychanie.
Ostatniej nocy ojciec znowu się awanturował. Wstał o północy i szukał czegoś w całej kuchni. Filip spał z małą, czuwał, był zaniepokojony, bo Ania przez sen rzucała się na łóżku. Co jakiś czas Dziubińska wchodziła do pokoju, aby sprawdzić jej stan. Robiła to bardzo delikatnie, aby nie zbudzić Filipa, ale i tak nie mógł spać. Wszystko się w nim gotowało.
Zawsze, gdy ojciec wracał do domu pijany, Filip nie spał. Był niespokojny, bał się.
Strach narastał, gdy ojciec podnosił głos na matkę. Bywało czasami, że chłopak zaciskał pięści i był gotowy wyskoczyć z łóżka, aby stanąć w obronie matki, ale nie mógł. Wielokrotnie matka rozmawiała z nim, tłumaczyła, że ojciec ma poważne problemy i nie jest zwykłym pijakiem.
Tłumaczenia nie wystarczały. W chłopcu narastał bunt.
– Nie martw się o mnie, dam sobie radę – uspokajała go ze łzami w oczach.
– Ale ja już nie mogę, kiedyś nie wytrzymam i uderzę go, naprawdę! – Groził w porywach złości.
– To twój ojciec, pamiętaj o tym!
– Ale ile można to znosić, mamo?!
– Nie wolno, synu, nie wolno, pamiętaj o tym, nie wolno, to twój ojciec!
Słowa matki jak strumień lodowatej wody chłodziły jego rozgrzaną głowę. Hamowały wszelkie działania, zniewalały umysł i czuł wewnętrznie, że nie może się im przeciwstawić. Zresztą niewiele rozumiał z tego, co się dzieje, dlaczego ojciec tak się zachowuje, dlaczego matka jest taka pokorna, nie stawia się, nie walczy o swoje prawa, poddaje się.
Z letargu wyrwały go krople wody, które pryskały na lewo i prawo od biegnących mokrych dzieci.
Kamil jak zwykle poznał jakichś rówieśników i dowodził nimi. Podczas gdy Filip walczył z myślami, upałem i snem, młodszy brat dowodził drużyną filmowych komandosów i zdobywał obóz przeciwników. Innym razem udawał terminatora lub przenosił się w świat matrixa i z gałęzi żywopłotu wyłamywał miotacze ognia i lasery dla swojej drużyny. Filip podniósł się na kocu i usiadł. Był lekko zamroczony i z przemęczenia niewiele widział, w dodatku słońce świeciło mu prosto w oczy. Rozcierał powoli oczy i dochodził do siebie.
Gdy rozejrzał się dokoła, spostrzegł nieznane oczy ładnej dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego i on do niej. Miała wypłowiałe od słońca jasne włosy i różowy strój kąpielowy. Obok niej siedziała chyba młodsza siostra, bardzo do niej podobna. Obie były piękne.
– Filip, Filip!!! – Z plaży dobiegł go głos Ani.
Zerknął w jej stronę.
Dziewczynka siedziała na trawie, wydawało się, że jest bezpieczna, ale coś było nie tak. Instynktownie wstał i ruszył w jej kierunku.
Obok Ani stał jakiś wielki mężczyzna.
– Czyje to bachory, nawet chwili spokoju?!
Filip zauważył dopiero, że zza pleców mężczyzny wyłania się Kamil trzymany przez nieznajomego mocno za nadgarstek.
– Moje, to znaczy ja się nimi opiekuję – tłumaczył się Filip grzecznie. – Co się stało?
– Ten gnojek nasypał ziemi do oczu mojego syna i zrobił to specjalnie. To zwierzę, należy trzymać je zamknięte!
Mężczyzna był jakoś nienaturalnie wzburzony. Obok niego stał uśmiechnięty syn i najwyraźniej drwił z Kamila.
– Kamil, co się stało, mów prawdę?! – Spokojnym, ale pewnym siebie głosem zapytał brata.
– Puszczaj w końcu! – Kamil wyrywał się z ręki olbrzyma.
– Proszę go puścić, to mój brat! – Płakała stojąca obok Filipa Ania.
Mężczyzna posłuchał prośby, puścił Kamila.
– Bawiliśmy się w naloty bombowe, on też rzucał ziemią na wszystkich!
Kamil wskazał na chłopca.
– Czy to prawda? – Kontynuował pytania Filip.
Chłopiec nie odezwał się wcale, tylko odwrócił na pięcie i zanurkował do wody. Jego ojciec nie dawał za wygrane.
– O, widzi pan – próbował tłumaczyć Kamil – uciekł, on pierwszy zaczął, niech pan zobaczy moje włosy!
– Ty gnojku jeden, zaraz ci dupę złoję, to zobaczysz włosy! – Mężczyzna zrobił krok w stronę Kamila, który odruchowo schował się za starszego brata.
– Niech pan nas zostawi w spokoju? – Ostrzegł Filip. – Wszystko się już wyjaśniło!
Odwrócił się w stronę plaży i wziął za rękę siostrę.
– Chodź, mam dla ciebie bułkę.
– Filip, uważaj!!! – Krzyk Kamila rozdarł powietrze.
Filip odruchowo stanął bokiem do spodziewanego napastnika i w ostatniej chwili schylił się patrząc na potężne ramię mężczyzny rozbijające powietrze tuż nad jego głową.
Plaża zamilkła.
W ułamku sekundy przez głowę Filipa przemknęło polecenie „Uciekaj!”, chociaż nie chciał uciekać. Zadźwięczały mu w uszach słowa matki „Nie wolno!”.
Już miał się wycofać, gdy nagle do jego zmysłów dotarł zapach, znany mu zapach. Poczuł woń alkoholu od atakującego go mężczyzny. Przed oczami stanęły mu sytuacje, kiedy to pijany ojciec stawia się do matki i odruchowo zacisnął pięści.
– Ty przeklęty… – Mężczyzna ponowił nieudaną próbę uderzenia Filipa, lecz nagle zająknął się i runął nieprzytomny powalony ciosem.