Rozdział 1
Było już późno, gdy autokar wtaczał się na parking przed zacumowanym promem w Dover. Ralf wsiadł w Yorku i był tak skonany, że przez cały czas spał. Teraz obudził go głos kierowcy, który kazał przygotować się wszystkim pasażerom do odprawy celnej. Po chwili do autobusu weszło kilku strażników i zaczęto sprawdzać dokumenty.
Kiedy doszli do Ralfa, ten podał dokumenty i uśmiechnął się do funkcjonariusza, który go rozpoznał.
– O, to znowu ty? – Zwrócił się do Ralfa po angielsku. – Kiedy w końcu dasz zarobić liniom lotniczym?
Obaj wymienili przyjazne spojrzenia i uśmiechy.
– Chyba nigdy! – Ralf śmiał się i mówił również po angielsku. – Zawsze mnie witasz tym samym powiedzeniem.
– No, mam jeszcze dla ciebie specjalne pytanie, zadać?
– Tak, pytaj, niech formalności stanie się zadość.
– Czy masz coś do oclenia i w ogóle jakiś bagaż?
Ralf kiwnął przecząco głową i to wystarczyło za odpowiedź. Obaj wiedzieli, że młodzieniec raz na dwa miesiące przekracza granicę i zwykle ma tylko portfel z dokumentami, ewentualnie parasolkę i kurtkę. Podali sobie dłonie, wymienili grzecznościowe „Do zobaczenia” i celnik poszedł dalej.
Ralf patrzył przez okno na port i autokar ustawiony nieco z tyłu. Było tam gwarno i podejrzewał, że to kibice niemieccy wracają z zawodów sportowych, bo śpiewali głośno po niemiecku i wiwatowali.
Miał ochotę znów zapaść w drzemkę, ale zdawał sobie sprawę z faktu, iż za chwilę dotrą do promu i trzeba będzie wysiadać. Tylko przez chwilę przeanalizował stan swojego głodu i mimo iż lekko czuł potrzebę zjedzenie czegokolwiek, to wolał nie ryzykować przed rejsem. Ostatnim razem nic mu nie było, ale wolał nie ryzykować skutków choroby morskiej i kołysania.
Kierowca wezwał właścicielkę jednej z walizek. Wyszła z autokaru i celnik stojący z psem poprosił, aby otworzyła bagaż i pokazała zawartość. Wykonała polecenie i Ralf zerknął z daleka na walizkę. Były tam jakieś paczki z lekarstwami, które obwąchiwał pies. Celnik zapytał o zezwolenie na wywóz i kobieta płynną angielszczyzną przyznała, że ma i natychmiast wyjęła jakieś kwity. Pokazała celnikowi, ten zerknął, podziękował i odszedł. Gdy schylała się do torby, ugięła kolana i Ralf odruchowo porównał je do nóg swojej ukochanej Gabi, która tam gdzieś w kraju na niego czeka. To podobieństwo spowodowało, że chciał teraz zobaczyć całą postać nieznajomej i wypunktować.
Weszła do autokaru i szła w kierunku Ralfa. Świeciły się światła i mężczyzna lekko przechylił głowę, aby zobaczyć coś więcej niż tylko twarz i nie pożałował. Nogi – pomyślał – piękne, jak moja Gabi. Była ubrana w bordową letnią sukienkę ze ściągaczem nad biustem i w pasie. Figurę miała podobną do jego dziewczyny, ale w przeciwieństwie do niej miała piękny biust i śliczną twarz. Gabi też miała śliczną buzię, lecz ta nieznajoma kobieta dysponowała pięknymi gęstymi długimi za ramiona włosami. Gabi miała włosy rzadkie i dlatego wolała fryzurę chłopięcą. Ralf starał się nie patrzeć już na mijającą go nieznajomą, ale mimo wszystko nie mógł od niej oderwać wzroku.
– Tak – skonstatował w myślach – to musi być jakaś modelka wracająca do kraju po występach.
Był dumny, gdy usłyszał, jak kobieta ta mówi po polsku do drugiej osoby siedzącej za nią, że „wszystko w porządku” i „zaraz jedziemy”. Wiadomo, Polki są piękne i żal byłoby, aby wszystkie najpiękniejsze wyjechały robić karierę i zakładać rodziny poza granicami kraju, jak to ma zamiar uczynić jego siostra. Wracał właśnie na jej ślub z rodowitym Niemcem, Dietmarem, który mieszka w Berlinie i tam pracuje na budowie Kingi. Jego siostra, Kinga, zarządza budowami prowadzonymi przez firmę rodzinną w Niemczech a on, Ralf, nadzoruje filię w UK.
Autobus ruszył wolno i sprawnie zaparkował na dolnym pokładzie promu. Pasażerom jak zwykle nakazano udać się na położony najwyżej pokład. Znajduje się tam oprócz kapitańskiego mostka szereg restauracji i stoisk, gdzie można wydać trochę pieniędzy na zakupy i coś zjeść.
Ralf wyszedł z autobusu i wszedł do widny, omijając grupkę niemieckich kibiców, którzy wyraźnie mieli nieco w czubach. Za dużo hałasowali i śmiali się. Niektórzy wyglądali jak recydywiści, takie typy spod ciemnej gwiazdy, których lepiej nie spotkać w ciemnych ulicach miasta.
Winda zamknęła się akurat w momencie, kiedy podchodziła do niej piękna nieznajoma i spojrzała na Ralfa. Zrobiła na nim niesamowite wrażenie. Miała takie smutne i mądre oczy, a poza tym była wysoka, czego nie można powiedzieć o Gabi, jego ukochanej niższej od niego o dwie głowy.
– Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej – pomyślał.
Wysiadł z windy i poczuł, jak prom rusza. Wolał te pierwsze chwile przesiedzieć w chłodnej poczekalni, więc ruszył, znając doskonale rozłożenie wszelkich lokali, a nawet zakamarków. Był stałym pasażerem promów z jednej zasadniczej przyczyny – bał się latać. Wolał wypływać na morze, gdzie jest szansa dopłynąć wpław do brzegu. W razie awarii tysiące kilometrów nad ziemią nie ma takiej możliwości. Na statkach i promach są szalupy, skafandry ratunkowe i kapoki. W samolotach nie ma spadochronów. Z kolei był za leniwy, aby prowadzić auto. Choć ojciec wciąż mu ciosał za to kołki na głowie, Ralf wolał spać w podróży niż wgapiać się w autostrady i drogi krajowe, słuchać instrukcji głosu nawigacji.
Siedział na ławce w oczekiwaniu na reakcje organizmu, gdy naprzeciwko niego przysiadła piękna nieznajoma. Chciał coś do niej powiedzieć, ale poczuł, że zaczyna go mdlić. Zrobiło się nieprzyjemnie i poczuł niesmak. Nagle kobieta, którą nazwał w myślach „modelką”, poderwała się i podeszła do niego, podając butelkę z wodą.
– Zrób głębokiego łyka i staraj się zapomnieć, że jesteś na statku.
Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3