Ze sklepu samoobsługowego wyszedł właśnie pan Marian Sokół, nauczyciel wychowania fizycznego i jednocześnie trener siatkarskiej drużyny juniorów. Trener i zawodnicy pochodzili z Wołczyna, jednak reprezentowali barwy klubu sportowego z Kluczborka, miasta powiatowego oddalonego o dwanaście kilometrów na południowy wschód.
Przejeżdżający obok radiowóz zjechał do krawędzi jezdni. Przez otwarte okno wychylił się Klar i kiwnął w stronę trenera. Obaj panowie znali się od lat i nawet przyjaźnili.
Policjant wysiadł z radiowozu, a Sokół przeszedł w stronę ławki na rynku.
Podali sobie ręce na powitanie i usiedli na jednej z wolnych ławek.
– Co tam u ciebie, komendancie? – Zaczął rozmowę Sokół.
– Robota, jak zwykle, a jak twoje wakacje?
– Już po, teraz mam działkę i rodzinkę na głowie.
– Jak tam twoja córka?
– Wychodzi za mąż we wrześniu, czyli już za parę tygodni.
– A drużyna?
– Odpoczywają, porozjeżdżali się. Zresztą drużyna jest w rozsypce. Mamy finanse do końca roku kalendarzowego. Wystarczy ich niestety tylko na salę i wynagrodzenie dla mnie.
Przed ich ławką w niedozwolonym miejscu przeszedł jezdnię pieszy. Policjant pokiwał groźnie palcem w jego stronę.
– Słuchaj Marian, masz w drużynie Dziubińskiego. Co o nim możesz mi powiedzieć?
– Filip coś przeskrobał?!
– Nic wielkiego, przestawił żebra jakiemuś podpitemu osiłkowi.
Sokół uśmiechnął się.
– No, wreszcie!
– Jak to?!
– Chłopak ma wielki talent do siatkówki, ale jest jakiś spięty. Kilkakrotnie jeszcze w podstawówce widziałem, jak podczas przerw na korytarzu zaczepiają go jakieś matołki, a on nic. Jest zablokowany. Zawsze mówię, że każdy chłopak powinien dostać po gębie i komuś nałożyć, żeby miał jakiś punkt odniesienia i poznał swoje miejsce na ziemi.
Przed nimi chodnikiem przechodziła ładna dziewczyna. Obaj panowie wiedli za nią wzrokiem podczas rozmowy.
– Nic do niego nie masz, wnioskuję?
– Mój najlepszy atakujący, niesamowity refleks i siła uderzenia, jak na takiego chudzielca. Chłopak wciąż się rozwija. Szkoda, że klub pada i że niestety, Filip już nie może grać w juniorach. Kilku innych chłopaków także. Powinni zasilić drużyny seniorów, ale nie ma tutaj takiej drużyny. Dlatego grają i trenują tylko po to, aby może w przyszłości ktoś ich zobaczył, może będą studiować?
– Nadawałby się na boksera? – Klar zwrócił wzrok na kolegę jakby nie słuchając, o czym tamten mówił.
Trener spojrzał na komendanta z niedowierzaniem.
– Ty się na tym lepiej znasz. Chyba nie chcesz mi zabrać najlepszego zawodnika?!
Klar wstał.
– Zabrać chyba nie, ma pewne zobowiązania wobec mnie, a później zobaczymy. Wszystko zależy od niego.
Już się rozstawali, gdy Klar jeszcze zawrócił do Sokoła.
– Chcę go zobaczyć na kilku treningach i skonfrontować z kimś silniejszym. Co ty o tym sądzisz?
– Dobry pomysł, tylko nie za szybko i nie gwałtownie.
– No właśnie, też tak myślę. Uważaj na niego, jego ojciec, Andrzej, znasz jego historię, pije.
– Dobra.
Pożegnali się, podając dłonie.