rozdział 13 – goście
Kiedy budzę się, na dworze szarzeje.. Wydaje mi się, że to była chwilka.
Ktoś puka.
Babcia i dziadek.
– Boże, wnusiu mój kochany, jakiś ty bladzieńki…
Ściskamy się, dziadkowie chcą coś mówić, ale nic tylko płaczą. Nie potrafią się opanować.
– Bardzo was kocham- pożegnałem ich, płakali.
Rozglądam się po sali i zamykam z powrotem oczy.
Nie chcę żadnych gości
– Cześć, jak się czujesz?- To Justyna szepcze do mnie.- Otwórz już oczy, przecież wiem, że nie śpisz.
– Zawsze musisz mnie rozszyfrować, niczego przed tobą nie da się ukryć.
Justyna ma przekrwione oczy, widoczne oznaki płaczu i niewyspania. Dawno jej nie widziałem.
– Co u ciebie, siostro, jak tam adoratorzy?- Chciałbym ją jakoś uspokoić.
Rozpłakała się.
Więc nie ma żadnych nadziei?
– Powiedz, co tam w szkole i na podwórku?
Wyciera dłonią nos. Sięgam na mój stolik i podaję jej chusteczkę.
– Mam dla ciebie dwa listy.
– Od kogo?
– Pierwszy od Karoliny, drugi tato wydrukował ci z poczty internetu, chyba od Robina.
Położyła mi listy na kołdrze. Jakoś nie mam ochoty ich czytać.
– Nie wiesz która godzina?
– Szósta wieczór.
– Nie jesteś na próbie?- Justyna tańczy w zespole ludowym.
Milczy.
– Kazik do ciebie przyszedł, chcesz się z nim widzieć?
– Naprawdę?
Kazio to mój najlepszy kumpel, wiele razy wychodziliśmy razem z różnych opresji i przygód. Kiedy go widzę, nabieram wiary w nastoletnie siły.
Drzwi się otworzyły i Justyna poprosiła Kazia.
– Cześć, jak leci?
Wszedł do sali i gdy mnie zobaczył, cofnął się nagle. Po chwili odszukał krzesełko i usiadł, ale widzę w jego twarzy, że nie bardzo wie, o czym ze mną ma mówić.
– Po pierwsze- zaczął- chłopaki z podwórka bardzo cię pozdrawiają. Byli u nas też z twojej klasy, pytali o twoje zdrowie. W ogóle chcieliśmy tutaj przyjść kilka dni temu, jak tylko dowiedzieliśmy się, co się stało. Lekarze jednak nie wpuszczali nas do ciebie, a twój tata powiedział, abyśmy odłożyli wizytę. Mówił też, że za kilka dni będziesz miał operację i że ona może zmienić wszystko.
Boże, jak to dobrze mieć przyjaciół.
– Ksiądz Andrzej odprawił mszę w intencji, aby twoja operacja poszła okey i abyś wrócił jak najszybciej do zdrowia.
– Poważnie?- Zaskoczył mnie tą informacją.
– Jasne, była prawie cała nasza i twoja szkoła, do mszy służyli wszyscy ministranci.
– Co ty?
– Ksiądz Andrzej zapytał na zebraniu, kto chce służyć do tej mszy i wszyscy się zgłosili.
Tego jest mi za wiele, tyle dobroci dla mnie. Myślałem, że poza kilkoma osobami nikogo nie obchodzę na tym świecie, jestem tylko małym chłopcem…
Do pokoju wszedł tata.
– Kazik powiedz mi, zmieniłem się tak bardzo z wyglądu?
Zastanowił się chwilę.
– No co ty, tylko jesteś strasznie blady i w dodatku ta pościel jest biała, no wiesz?
– Przyszedł do ciebie ksiądz Andrzej- oświadczył tata.- Chciałby z tobą porozmawiać.
– To ja już pójdę, chłopaki na mnie na dole czekają, chcą wszystko wiedzieć- Kazik podał mi dłoń.
– Przekaż im, że jestem bardzo wdzięczny za wszystko, naprawdę.
– Nie ma sprawy, wracaj szybko do nas. Cześć.
– Jutro zabierają mnie do kliniki.
– Do zobaczenia.
Dookoła sama biel, biała pościel, białe ściany, białe meble. Nie wygląda to najlepiej, Kazik miał rację.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus- ksiądz Andrzej w brązowym habicie zakonnika siada na krzesełku.
– Szczęść Boże ojcze, miło zobaczyć księdza.
– Twój tata mówił mi, że jutro zabierają cię do kliniki na poważną operację.
– Tak, chciałbym, żeby ksiądz był rano ze mną i chciałbym też przyjąć rano Najświętszy Sakrament.
Milczy.
– Będę.
Krótkie słowo, jak wiele treści. Wiem, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale jakoś nie może.
– Robert, jesteś mądrym chłopcem, zapewne domyślasz się, że twoja operacja może mieć różny przebieg.
– Wiem, może coś nie wyjść i umrę.
Zamilkł.
– Od kilku dni zdaję sobie sprawę z tego, że być może to moje ostatnie chwile na tym świecie.
Jego twarz nabiera rumieńców, zaraz się rozpłacze, jest bardzo wrażliwym człowiekiem.
– Jakby się nie stało, wierzę w to, że taka jest wola Boga.
Milczy.
Cóż więcej można powiedzieć w takiej chwili.
– Pocieszam się, że jest przysłowie mówiące o tym, że dobrzy ludzie żyją krótko.
Roześmialiśmy się obaj.
– Proszę tego nie odebrać przypadkiem za przejaw pychy.
– Nie, właściwie przyszedłem tu, aby cię pocieszyć, a jest zupełnie odwrotnie, to ty mnie pocieszasz.
– Czuję jakiś wewnętrzny spokój. Z jednej strony moi rodzice tak bardzo się starają i przeżywają moją chorobę. Z drugiej strony potęga nauki pozwala mi mieć jakieś nadzieje na życie, ale co najważniejsze, gdybym nawet musiał odejść, wierzę, że tam ktoś na mnie czeka. Mogę powiedzieć, że jestem w komfortowej sytuacji.
Rozchmurzył się.
Teraz, gdy powiedziałem o tym głośno, jest mi lżej. Do tej pory tylko tak myślałem, księdzu mogłem wyznać prawdę.
Rodzina, Karolina, koledzy, ksiądz, wszyscy, których kocham, pozostaną tutaj. Pozostawię też wszystkie ulubione zajęcia.
Ktoś inny odkryje prawa fizyki, chemii czy astronomii, nie będzie mnie przy tym.
Ktoś inny napisze powieść, moją powieść, którą zawsze chciałem napisać, ale nie zdążę, już na pewno nie zdążę.
Szkoda. Żałuję tylko tej książki. Boże, jak bardzo wierzę w zapisane słowo, jak bardzo uzależniłem się od niego.
Tata znowu zapowiedział następnego gościa. Mam dzisiaj samych gości.
– Dzień dobry panie profesorze- odruchowo chciałem się poderwać i wstać, ale zapomniałem, że już nie mogę.
– Leż, leż, chłopcze, nie wstawaj, nie wolno ci się przemęczać.
– Dziękuję, że przyszedł mnie pan odwiedzić.
Usiadł na krześle.
– Nic dziwnego, jesteś moim najlepszym uczniem. Wiesz, każdy nauczyciel żyje z marzeniem, aby chociaż raz w życiu móc uczyć takiego ucznia jak ty. To chciałem ci dzisiaj powiedzieć.
Chyba łzy stanęły mi w oczach. To jest profesor literatury, pisarz, pokrewna dusza, mój największy autorytet. Nie był moim wychowawcą, nie był opiekunem, nie musiał tutaj przyjść, a jednak przyszedł.
– Opowiedz mi o swojej twórczości- ni stąd ni zowąd zadał mi pytanie.
– Jestem zaskoczony, panie profesorze, jak wielka jest moc literatury. Mimo że media zyskują na popularności i książka nie jest ceniona jak dawniej, to jednak dla mnie osobiście spełnia największe znaczenie.
– Nie jesteś w tym poglądzie osamotniony. Ale ja chciałbym wiedzieć, co ty napisałeś do tej pory, bo domyślam się, że tworzysz.
– O, napisałem tylko jeden tomik poezji, próbowałem też napisać opowiadania, od czasu do czasu zapisuję coś w swoim pamiętniku. Nie jest to taki normalny pamiętnik, są tam tylko rzeczy ważne dla mnie, wspomnienia, aktualności, nad którymi nie miałem czasu zastanowić się.
– Wiele rzeczy odkładamy na później, a owo później nie oznacza niczego. Powiedz, jaki rodzaj najbardziej by ci odpowiadał.
– Epika, panie profesorze.
– Dlaczego?
– Wydaje mi się, że najbardziej oddaje ducha człowieka, chociaż zapewne w mojej powieści byłoby bardzo dużo dialogów.
Roześmialiśmy się. Przypomniało mi się, że profesor zwracał kiedyś uwagę na filmowe dialogi, z których nic często nie wynika i są jawnym przedłużaniem czasu zdjęciowego. Szczególnie w telenowelach.
– A poezja, dlaczego napisałeś wiersze?
– Poezja jest największym wyrazem ducha i dowodem na to, że nie żyjemy na stałe na ziemi, ale poza nią, ponad nią. Tak naprawdę ciało jest tylko chwilową powłoką człowieka, a my jesteśmy duchami.
Znów roześmialiśmy się w głos.
Podał mi dłoń przed wyjściem i stanął na chwilę.
– Robert, chciałbym zobaczyć twoje wiersze i pamiętnik. Do zobaczenia na zajęciach.
Kiwnąłem tylko głową.
– Mam do pana, profesorze, jedno pytanie- stanął. – Chodzi mi o pańską ocenę mojego życia. Mówił pan kiedyś, że życie jest wartościowe wówczas, gdy coś po sobie pozostawiamy, coś wartościowego. Ja nie zostawię chyba nic.
Jest wstrząśnięty tym pytaniem. Widzę to. Przysiadł na krześle.
– Robert, długo można by się spierać o uniwersalia, ale powiem ci co ja myślę. Uważam, że o wartości życia decyduje wkład pracy w rozwój talentów danych nam odgórnie przez Boga. Tylko Bóg naprawdę może dokonać oceny naszego życia. Nie leży to w gestii człowieka.
– Ale są oceny ludzkie, pośmiertne.
– O, tak, oczywiście, często słyszy się komentarze i historia jest ich pełna. Przeważnie dotyczy ona ludzi, którzy byli ogólnie znani, dobrzy lub źli. Jednak to są oceny ludzkie czynów ludzi, natomiast oceny boskie mogą być zupełnie inne. Nie pytaj nikogo o ocenę własnego życia, nikt nie jest w stanie dać ci wyczerpującej odpowiedzi.
Tato poprawia mi poduszkę. Jest spokojny, ale w jego oczach dostrzegam zmęczenie i niewyspanie.
– Mama przyjdzie do ciebie późnym wieczorem.
Siada przy mnie jak za dawnych lat, kiedy czytał mi bajki na dobranoc.
– Masz dla mnie jakieś ciekawe bajki?
Uśmiecha się.
– Nie, niestety, nie znalazłem żadnej odpowiedniej do twego wieku.
– Tato, uważasz, że byłem normalnym dzieckiem?
Zdziwiony spojrzał na mnie.
– Jak to?- Wyczuwam zakłopotanie w jego głosie.- Dlaczego używasz formy przeszłej?
– Tak jakoś, bo jeśli nawet wyleczą mnie, to już nie będę dzieckiem. Wierzysz w to, że mam jakieś szanse?
– Oczywiście, jak możesz o to pytać?
– Dobrze wiesz, jaka jest współczesna medycyna, radzi sobie z różnymi nieoczekiwanymi epidemiami, ma wielkie osiągnięcia, ale tak naprawdę każdy organizm jest wielkim znakiem zapytania?
Wstał, wyczuwam jakieś napięcie.
– Wierzę, że w klinice mają odpowiednie doświadczenie i aparaturę. Wszystko będzie dobrze, nie martw się.
– Przy tobie o nic się nie martwię, jeszcze nigdy mnie nie zawiodłeś, a ja?
– Co też ci przychodzi do głowy, nigdy nie mieliśmy z tobą najmniejszych kłopotów.
– Tato, czy udział w zawodach sportowych mógł mieć wpływ na przyspieszenie mojej choroby?
W jego oczach pojawiły się łzy. Odwrócił się tak, abym nie widział twarzy.
– Nie mogę tego wykluczyć…
– Tato, podejdź do mnie, weź mnie za rękę.
Podszedł zrozpaczony.
– Chciałem ci powiedzieć, że jesteś najlepszym ojcem na świecie.
Czuję, jak po policzkach spływają mi łzy.