Rozdział 2
Pirat drogowy właśnie wyjeżdżał z zakrętu i faktycznie jechał o wiele wolniej niż przez miasto.
Łuk był źle wyprofilowany i nie od parady stał przy nim kiedyś żółty znak informujący o liczbie wypadków i ofiar śmiertelnych. Aktualnie obowiązywała tam prędkość pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Jeśli ktoś jechałby szybciej, mógł wypaść niesiony siłą odśrodkową po płaskiej nawierzchni, niebezpiecznej szczególnie podczas deszczów i śnieżyc.
Dominik stał na środku drogi i wyżej podniósł lizaka, znak stopu dla nadjeżdżającego pirata. Za nim nieopodal unosił się czerwony dym z zapalonych flar. W oddali widać było jadący w ich stronę jakiś pojazd. Strażnik skupił się na granatowym fordzie hatchbacku, którego kierowca nie zamierzał zwolnić. Jechał na wprost niego i zanim zorientował się, że na drodze leży kolczatka, już na nią wjechał.
Dopiero wtedy zaczął hamować, ale było za późno.
Dominik ustąpił mu drogi, wyciągnął trzecią flarę, zapalił ją i rzucił w okolicę kolczatki, aby inni kierowcy na nią nie najechali. Następnie rzucił się biegiem za fordem.
Zanim dobiegł do auta, zauważył rękę z bronią przełożoną przez otwarte okno lewych tylnych drzwi. Ułamek sekundy później rozległ się huk wystrzału, którego ślad zadymił w miejscu, gdzie strażnik właśnie był. Podbiegł jednak zygzakiem do prawej strony auta i upadł na pobocze. Wyciągnął z kieszeni granat gazowy i sprawnym ruchem uwolnił zawleczkę, a następnie wrzucił prze prawe okno do wnętrza pojazdu.
Rozległ się huk a następnie wnętrze ogarnął biały dym.
Sytuacja wydawał się opanowana. Dominik zerwał się na równe nogi i pędem pobiegł po kolczatkę. Szybko zwinął ją z jezdni i udał się do swojego auta. Wrzucił kolczatkę do bagażnika a zabrał z niej maskę przeciwgazową. Szykował się do skrępowania bandytów znajdujących się w fordzie.
Założył maskę i zbliżył się do forda z warczącym silnikiem.
Podszedł do okna kierowcy i otworzył drzwi, schylił się i przekręcił stacyjkę. Silnik zaniemówił.
Zmierzył przestrzeń wzrokiem i nie odnalazł broni, z której do niego strzelano. Zerknął na tylne siedzenie. Zobaczył wytatuowane ramię i potężnie zbudowanego mężczyznę. Rewolwer trzymał w lewej dłoni.
Otworzył tylne drzwi pasażera, odpiął mu pas bezpieczeństwa, zabrał broń i założył opaskę na nadgarstki. Następnie wrócił do kierowcy, odpiął mu pas i wyszarpnął na jezdnię. Przeszukał go i znalazł za pasem broń. Zabrał ją, skrępował mu ręce i nogi. Zaciągnął bezwładne ciało zatrzymanego na rów porośnięty świeżo skoszoną trawą.
Przebiegł na prawą stronę pojazdu i otwierając drzwi, ewakuował z nich pozostałą dwójkę.
To byli trzej mężczyźni, wszyscy uzbrojeni i wyglądający na bandziorów.
Dominik podszedł do swojego auta, aby zostawić w bagażniku znalezioną u bandytów broń. Zdjął maskę i dotarł do krótkofalówki.
– Tu straż miejska 07 do komendy, odbiór!? – Łapał powietrze w płuca.
– Komenda, co u ciebie DeDe?! Odbiór!? – Usłyszał znajomy głos oficera dyżurnego, który zwracał się do niego, używając inicjałów imiennie i nazwiska.
– Mam tutaj granatowego forda hatchbacka z trójką uzbrojonych bandytów… – Przerwał nagle, spoglądając na łuk, gdzie pojawił się duży czarny suw. – Przyślijcie jakieś wsparcie na łuk za miastem…
Porzucił słuchawkę i złapał za maskę, szybko wkładając ją ponownie na głowę.
Dominik przez lata praktyki polowań z ojcem miał doskonały i wyrobiony wzrok. Patrzył na wnętrze zbliżającego się auta i widział co najmniej pięć postaci. Nie mieli twarzy. To znaczy byli także zamaskowani. Strażnik szedł w stronę forda.
Zastanawiał się, kim są ludzie przebrani jak komandosi i czego mogą chcieć od jego piratów drogowych. Wkładał do uszu zatyczki i czekał cierpliwie na nich.
Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3