Rozdział 3
Stał nieruchomo otoczony przez policjantów, gdy podbiegli do niego trzej antyterroryści z wycelowanymi karabinkami. Następnie podszedł ich dowódca i położył Albertowi dłoń na ramieniu.
– Zapraszam do naszego samochodu.
Z kajdankami na nadgarstkach kierował się za oficerem. Wsiedli do furgonu SPAP-u i samochód ruszył.
Antyterroryści z zasłoniętymi twarzami wpatrywali się uważnie w jego sylwetkę. Albert był spokojny, nie rozumiał swojej sytuacji i miał nadzieję, że ktoś mu ją wyjaśni.
– Nie wiesz, co właściwie jest grane? Wydaje mi się, że mnie z kimś pomyliliście? – Próbował zagadnąć dowódcę.
Siedzący naprzeciwko niego mężczyzna nie zmieniając wyrazu twarzy, odparł bez emocji.
– My nie przyjeżdżamy przez przypadek. Jesteśmy wzywani do najcięższych spraw.
Albert popatrzył czujnie na rozmówcę a instynkt podsunął mu kolejne pytanie, mimo iż czuł, że nie powinien pytać.
– Najcięższe przypadki? Co masz na myśli?
Czuł, że wszyscy mają wzrok wbity w jego usta i bacznie go obserwują.
– Terroryści, mordercy, recydywiści i bandyci skazani za zbrodnie.
– Jestem aż tak niebezpieczny? – Uśmiechnął się Albert.
Oficer zmierzył go spojrzeniem.
– Jesteś terrorystą, mordercą i bandytą w jednej osobie. – Rzeczowa i prosta odpowiedź. – Albo możesz nim być.
Albert wybuchnął śmiechem, a wówczas czterech policjantów SPAP wstało i przeładowało broń, kierując ją w jego stronę.
Nie przestraszył się i nie przeraziło go ich zachowanie. Podświadomie właśnie chciał sprawdzić czy są czujni. Miał w głowie plan ucieczki. Najpierw uderzy dowódcę kopnięciem w skroń, następnie pchnie go w stronę siedzących obok policjantów. Kolejnym ciosem obezwładni dwóch policjantów siedzących obok niego, a potem wyskoczy, otwierając drzwi.
Spojrzał na metalową siatkę zasłaniającą niewielkie okno drzwi. Widział przez nie dwa radiowozy z włączoną sygnalizacją świetlną bez syren i wóz tajniaków.
– Przeskoczyć wszystkie przeszkody i uciec daleko stąd. – Pomyślał i uśmiechnął się do swoich myśli. – Nie założyli mu łańcucha na nogi, nie przykuli do podłogi, prowokują go?
Czuł, że może uciec, nie wiedział dlaczego, ale tak czuł i tylko jakaś dziwna niewidzialna siła trzymała go w ryzach.
– A może jednak doszło do pomyłki?
Samochód zatrzymał się i jeden z policjantów otworzył drzwi. Szli razem w stronę sześciopiętrowego budynku z czerwonej cegły i wielkimi oknami.
W hallu skierowali się do lśniących drzwi windy i następni do niej wsieli.
Drzwi windy na szóstym piętrze rozsunęły się. Naprzeciwko grupy stał wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna w cywilnym ubraniu z odznaką na łańcuszku przewieszoną na klatce piersiowej.
– Witaj Albert! – Mówił głośno i wyraźnie nieznajomy.
Podszedł i zdjął mu kajdanki. W tym czasie antyterroryści z dowódcą wsiedli do windy, która chwilę później zjechała na dół.
– Nie boisz się, że ucieknę?! – Badawczo i odważnie spytał Albert.
Mężczyzna nie zmienił wyrazu twarzy.
– Gdybyś chciał, już byś to zrobił. Chodźmy do mojego biura.
Albert szedł wolno i walczył z myślami. Znów jakiś głos wewnętrzny wołał, aby uderzył idącego przed nim człowieka i uciekł. Nie posłuchał głosu.
Weszli do biura i policjant wskazał krzesło Albertowi.
Usiadł i czekał na rozmowę. Zerknął na wizytówkę stojącą na biurku: komisarz – Antoni Balicki. Oficer? Musiało być poważnie.
Komisarz zamknął teczkę z dokumentami, odkładając ją na bok.
– Czekamy na Natalię, naszą psycholog i szefową w jednym. Musi z tobą porozmawiać.
Albert kiwnął głową i czekał. Wypowiedziane imię przez Balickiego było mu bliskie i tonowało wkręcającą się w mózg dziwną chęć atakowania wszystkich i ucieczki. Nie miał dokąd, nie pamiętał drogi do domu, stracił też orientację co do własnej przeszłości. Nie wiedział kim jest, czym się zajmuje? Ludzie uciekają przed niebezpieczeństwami na policję właśnie. Nie pamiętał niczego z przeszłości, co mogłoby spotkać się z karą. Nie wierzył też poprzedniemu rozmówcy jakoby miał być groźnym przestępcą.
Gdy weszła, spojrzeli sobie w oczy. Albert zupełnie nie pamiętał tej postaci. Przyznał jednak w duchu, że kobieta nie wygląda na policjantkę, jest zbyt piękną, aby tkwić w tym szambie.
– Witaj Albert. – Podeszła do niego i wyciągnęła dłoń.
– Witaj – dotknął jej ręki i z wielkim trudem udawał, że ją rozpoznaje. Wydawało mu się, że ona na to czeka, więc nie chciał być niegrzeczny.
Spojrzała na niego badawczo.
– Możesz mnie nie pamiętać – zawiesiła głos na moment, stojąc przed nim i patrząc mu prosto w oczy – możesz w ogóle nic nie pamiętać, masz wymazaną lub zresetowaną pamięć.
Tak się właśnie czuł, jakby mu ktoś zresetował pamięć. Odczytała jego stan emocjonalny bardzo dobrze.
– Pamiętam jednak PIN do swojej komórki, niestety, zły. Nie mogłem…
Podniosła dłoń na znak, aby przestał mówić. Wzięła krzesło i usiadła naprzeciwko niego.
– To nie jest PIN do twojej komórki, ale hasło do bramy systemu zabezpieczeń Baltazara.
Zamilkła. Czekała na odpowiedź i wyraźnie dawała Albertowi czas na przeszukanie pamięci. Nie pamiętał Baltazara, z niczym mu się nie kojarzyło to imię.
– To nasza kolejna próba nawiązania z tobą kontaktu. Ostatnim razem, gdy wypowiedziałam nazwę „Baltazar”, wyskoczyłeś przez okno.
Balicki patrzył wnikliwie raz na nią, raz na zatrzymanego.
– Nie pamiętam ostatniego razu?
– To znaczy, że zadziałały zmiany, jakie wprowadziliśmy.
Uśmiechnęła się i wyjaśniała dalej.
– Baltazar to wirus, którego używa autor, być może to natura, aby mieszać rzeczywistość i utrzymywać chaos w naszym świecie.
– Jak to w „naszym świecie”? – Poruszył się.
Natalia zniżyła głos.
– Jesteśmy, jak by ci to powiedzieć, w przestrzeni AlfaJet. To symulator behawioralny stworzony przez laboratorium Polskiej Akademii Nauk. Testujemy zachowania…
– Zaraz, zaraz. – Albert był zaniepokojony. – Chcesz mi powiedzieć, że wszystko jest nierealne i siedzimy w jakimś zaplutym matrix’ie?!
Wstała i przeszła się po pokoju.
– Podejdź do mnie.
Albert posłuchał. Stanął obok Natalii. Wzrokiem wskazała mu kierunek patrzenia. Zobaczył ich odbicie w lustrze na ścianie.
– Jesteś – mówiła powoli – nam potrzebny. Zostałeś zaprogramowany do walki z Baltazarem. Masz wszystkie prerogatywy łącznie z wysadzeniem świata w powietrze.
Zaśmiał się ironicznie.
– Żartujesz sobie ze mnie?!
Albert patrzył to na Natalię, to na Balickiego.
– Ja chciałem tylko dotrzeć na Osiedle Pstrąga 123… – mówił z dozą rezygnacji w głosie.
Zapadło milczenie.
– Albert, Osiedle Pstrąga 123 nie istnieje. – Przerwała ciszę. – To ciąg zerojedynkowych znaków, które są kluczem startującym program antywirusowy, bramką wejścia do AlfaJet. To jakby odpowiedź na Osiedle Tuńczyka 123, ciąg znaków, klucz Baltazara i chaosu.
Stał, patrząc przed siebie i analizował każde słowo.
– Dlaczego więc jestem tutaj, na policji uznany za terrorystę?
Podeszła do niego, zasłaniając lustro.
– Pełnimy rolę twoich koordynatorów. Boimy się, że posiadasz ogromną moc i władzę nad światem. Jesteś zdolny do wszystkiego, także do złego. Jesteś panem swojej woli, kierujesz się własnymi zasadami i pojmowaniem etyki. Pojawienie się policji, antyterrorystów to test. Mogłeś pozabijać wszystkich i unicestwić świat, ale doszedłeś tak daleko, do nas, do mnie, aby dowiedzieć się prawdy o swojej misji.
– Dlaczego miałbym zniszczyć wszystko i wszystkich?
– Zostałeś, można powiedzieć, rozpoznany przez Baltazara i muśnięty jego mocą…
– Na Osiedlu Tuńczyka 123?
– Właśnie. Program wykonał już kilka symulacji, mówiłam ci, że spotykamy się kolejny raz. Tak długo ze sobą nie rozmawialiśmy, ponieważ Baltazar zawsze cię infekował.
– Mnie?
– Tak. Za pierwszym razem rozwaliłeś stację benzynową i patrol. Za drugim uciekłeś z furgonetki antyterrorystów.
– Kim właściwie jestem?
Natalia dała płynąć ciszy.
– Tym, co najcenniejsze w ludziach.
– Dobrem? – Był sarkastyczny.
– Dobrem były twoje punkty odniesienia, żona i córeczki. Ty jesteś czystą inteligencją.
– Oooops! – Parsknął śmiechem. – Teraz przesadziłaś! Zabolało!
Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3