Wyłączył telefon, wykąpał się, przebrał w piżamę i położył się spać. Nie, tym razem postanowił nie myśleć, nie roztrząsać żadnych kwestii wielkiej wagi. Postanowił spać i w końcu wyspać się.
Jak wstanie, to pobiega.
Już dawno nie biegał, tydzień czasu, musi biegać, chce biegać, ale najpierw spać, spać, spać.
Spanie i odpoczynek zajęły mu niemal pięć dni. W tym czasie wstawał tylko po to, aby się napić. Może dwa razy zjadł na zimno obiad stojący na kuchni i gotowy do podgrzania. Wszelkie prośby o rozmowę wstrzymywał machając do domowników ramionami.
– Jak wrócę, teraz mnie nie ma, śpię, poczekajcie… – Uciekał do łóżka i momentalnie zasypiał.
Dziubińska odbierała wiele telefonów do Filipa, ale za każdym razem usprawiedliwiała jego nieobecność, kłamała, iż syn wróci za kilka dni. Na stoliku kładła pocztę do niego.
Od Marcela dowiedziała się, że jest wywiadówka kończąca pierwsze półrocze i pojechała na nią. Wychowawczyni narzekała na frekwencję Filipa, ale matka tłumaczyła to sportem i chorobą. Miał aktualnie połamane żebra i musiał leżeć w łóżku.
Oceny na półrocze miał bardzo dobre i celujące. Była z niego dumna, podciągnął się, a myślała, że chłopak w ogóle nie miał czasu na naukę.
Pewnego popołudnia ktoś zapukał do drzwi. Kiedy je otworzyła, zobaczyła w progu Luizę.
– Bez gipsu? – Zmierzyła ją od stóp do głów. Niestety, dziewczyna miała gips.
Przywitały się jak kochająca matka z córką. Poszły razem do dużego pokoju i usiadły wygodnie w fotelach.
– Wciąż śpi? – Spytała po chwili Luiza.
– Tak. Zawziął się i śpi.
Opowiedziała dziewczynie o ponownie pogruchotanych żebrach Filipa i o pojedynku, jaki stoczył z Szymonem. Tego wszystkiego dowiedziała się od Klara, który zagląda do nich dość często, też kontuzjowany z popękanymi żebrami i usztywnionym połamanym nosem.
Siedziały przy stole z Kamilem i Anią, piły herbatę i jadły kolację, kiedy wszedł tam Filip. Jak lunatyk dotarł do kuchenki i zaczął wyjadać. Najpierw zimne mięso z sosem przelał do ziemniaków, potem złapał za miskę z sałatką z kapusty i wziął łyżkę. Sporadycznie tylko otwierał oczy.
Nabierał ziemniaków i wkładał je do ust, gdy Luiza podeszła i podpaliła gaz pod rondlem. Następnie wzięła go za rękę i zaprowadziła do łazienki. Stał tam nie otwierając oczu, a ona namoczyła swoją lewą dłoń w ciepłej wodzie i przemyła mu twarz.
Był mokry i czekała, aż otworzy oczy, aby go powycierać. Nie otwierał. Wytarła go i odłożyła ręcznik.
Pochyliła jego głowę i pocałowała w prawe oko.
– Otwieram pocałunkiem to oko. Oko, otwórz się! – Czarowała. – Otwieram pocałunkiem drugie oko. Oko, otwórz się!
Filip wykonywał posłusznie polecenia.
– A teraz, gdy powiem trzy, obudzisz się z hipnozy. Raz, dwa i trzy!
– Luiza?! – Uśmiechał się. – Co ja u ciebie robię w piżamie?
Roześmiała się i pocałowała go w czoło.
– No, cieszę się, że jesteś z nami. Nareszcie.
Przeglądał listy, które otrzymał w ciągu „śpiącego tygodnia”, wykonywał telefony do wskazanych przez matkę osób. Potem poszedł do swojego pokoju i znów zasnął, spał smacznie do rana.
Nie mógł doczekać się ranka i joggingu, więc biegał we śnie. Był nad jakimś wybrzeżem, świeciło mocno słońce, a on brązowy i uśmiechnięty biegł z Luizą. Za nimi Kamil, Ania i Sandra. Wszyscy byli tacy szczęśliwi.