Po drugim tygodniu notowań listopadowych Filip przeskoczył aż do pierwszej trzydziestki i gra na giełdzie coraz bardziej go wciągała. Poświęcał jej cały wolny czas, nie spotykał się też z Luizą. Dzwonił do niej i tłumaczył się, że musi siedzieć przy analizach giełdowych.
Kiedy usłyszała o jego postępach, oniemiała z wrażenia.
– No wiesz, to nie przeszkadzam, ale kochasz?
– Bardzo.
– Jesteśmy umówieni na niedzielę rano na bieganie?
– Zgoda, jeśli nie zapomnę, bo cały czas siedzę nad papierami.
– Jak możesz mi to robić?
– Nie mam wyjścia, to mnie tak wciągnęło.
– Ale zażywasz wszystkie witaminy i dbasz o siebie?
– Staram się.
Przez ostatnie tygodnie już nie raz, ale dwa razy w tygodniu musiał inwestować na giełdzie i miał zapowiedziane, że ilość obowiązkowych zleceń i kontaktów mailowych z komisją może wzrosnąć do pięciu w tygodniu.
Pewnego razu cały kapitał zainwestował w akcje jednej ze spółek, o której przeczytał w niejasnych relacjach prasowych, że ma podpisać milionowe kontrakty w ramach umów offsetowych ze Stanami Zjednoczonymi w zamian za zakup samolotów bojowych. Wtedy przeskoczył w notowaniach aż o dwadzieścia sześć miejsc. Nigdy by się tego nie spodziewał.
Z kolei w jednym z materiałów znalazł notatkę o funduszu, który stracił zaufanie na rynku. Doprowadziło to do zwolnienia prezesa i spadku akcji funduszu na łeb na szyję jednego dnia. Coś go wówczas tknęło i kolejnego dnia z rana zakupił za połowę zarobionego kapitału akcje tego funduszu. Już po paru godzinach zarobił na nich, ponieważ stacje radiowe podały komunikat, iż nowym prezesem zostanie były minister finansów cieszący się ogólnym prestiżem. Akcje firmy więc rosły.
Sprawdzał bilanse spółek od początków pojawienia się na giełdzie. W dwóch przypadkach zauważył zbieżność sytuacji giełdowej z podobną z przeszłości. Szukał informacji na ten temat i dowiedział się, iż obie mają poważne problemy z uzyskaniem kredytów na bieżącą produkcję. Odszukał numery telefonów do prezesów tych spółek.
Podając się za dziennikarza pytał o prawdopodobieństwo otrzymania przez spółki kredytów w najbliższym czasie. Dowiedział się, iż istnieją poważne przesłanki, aby sądzić, iż jedna otrzyma kredyt we środę, druga we czwartek ostatniego tygodnia października. Zakupił akcje tych spółek zanim jeszcze wieści dotarły do mediów ogólnopolskich.
Jedna ze spółek działała w oparciu o współpracę z firmą matką w Azji. Sprawdzając jej notowania na giełdzie w Tokio zauważył, że przejawia tendencje zniżkowe spowodowane kryzysem w swojej branży. Przewidywał, że spółka nie będzie inwestować w dalszy rozwój w Polsce, a raczej przeczeka kryzys na swoje wyroby również w Europie. Wysprzedał wszystkie akcje tej spółki. Dwa dni później ogłosiła upadłość.
W ten sposób nadrabiał punkty stracone na początku konkursu, kiedy jeszcze nie zagłębiał się tak we wszystkie ważne informacje, a więcej blefował niż inwestował. Teraz tego żałował. Jednak gdyby utrzymał dwudziestą ósmą pozycję aż do końca konkursu, byłoby świetnie.
Był mroźny listopadowy ranek. Założył grube skarpety, ciepły dres, czapkę, wełniane rękawice i wyszedł na jogging. Szybko dotarł przed dom babci Luizy i czekał na nią kilka sekund. Wybiegła także ciepło ubrana i pocałowała go na powitanie.
Doszli spacerkiem do kina, a stamtąd pobiegli w stronę lasu drogą asfaltową, na którą chodzi z rodzeństwem na rolki.
– Jaki dystans, mój czy skrócony? – Spytał poważnie.
– Twój – zdecydowała.
Spojrzał na nią z podziwem. Obliczał, że jego trasa wynosi około dziesięciu kilometrów i zwykłym truchcikiem potrzebuje na nią godzinę.
Już byli koło stadionu, gdzie zaczynał się las i droga leśna, gdy usłyszeli za sobą pędzący pojazd. Odruchowo zeszli z drogi i biegli po przymarzniętej trawie.
Z dużą prędkością minął ich brązowy mercedes i z piskiem zaczął hamować. Zbliżając się do niego, zobaczyli otwierające się drzwi.
– W bok, przez rów! – Krzyknął do Luizy i wziął ją za rękę.
Biegli wąską rowerową dróżką między zaroślami i gdy nie słyszeli za sobą żadnych hałasów Filip zatrzymał się, aby oglądnąć się za siebie.
Na drodze stało trzech mężczyzn w kominiarkach, a w rękach trzymali kije baseballowe.
– Kto to może być? – Poczuł na plecach dreszcze.
– Nie mam pojęcia – Luiza też była przerażona.
– Mówiłaś komuś, co będziesz robić dzisiaj o tej porze?
Milczała i nagle poczerwieniała. Filip zauważył to.
– Ten idiota dzwoni do mnie co godzinę.
– To znaczy, kto?
– Syn komendanta.
– Boże, chyba go zabiję! – Filip ruszył z powrotem.
Luiza złapała go w ostatniej chwili za łokieć.
– Zwariowałeś, skąd wiesz, że on tam jest?!
– To się zaraz dowiem.
Rozpłakała się.
– Oni cię mogą zabić, zostań, biegnijmy sobie dalej!?
Filip stał zdenerwowany i nie wiedział, co ma robić.
– Masz komórkę przy sobie?
– Nie, nie biorę jej na jogging.
– Możliwe, że chcieli nas nastraszyć.
Wziął dziewczynę za rękę i pobiegli do lasu.
Filip musiał skrócić biegi i odprowadził Luizę do domu. Poprosił, aby zamknęli się dobrze na klucz i nie otwierali nieznajomym.
Na posterunku zastał komendanta. Był wzburzony i komendant to zauważył.
– Coś się stało – odłożył gazetę.
Wyjaśnił mu dokładnie, co się stało i jego złość, a także strach stopniały.
– Czy pański syn ma brązowego mercedesa?
Klar kiwnął potakująco głową.
– Zaraz do niego zadzwonię, nie mówił, że przyjeżdża do Wołczyna.
Wziął za słuchawkę telefonu i wystukał na klawiaturze aparatu numer komórkowy do syna.
Czekał chwilę. W końcu Szymon odebrał.
– Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?! Jak to nie rozumiesz, zastraszasz ludzi, to jest karalne. I skąd wziąłeś tych goryli, po co ci oni, przecież jesteś taki mocny na pięści? A kto by się nie przestraszył, wariacie!? Żartujesz?!
Odsunął słuchawkę i zwrócił się do Filipa.
– Chcesz z nim rozmawiać? – Zapytał.
Chłopak zgodził się i przejął słuchawkę.
– Słuchaj, może nie jesteś znowu taki… A ty byś się nie przestraszył?! Happening?! Czy ty wiesz, co to słowo oznacza?! Zwariowałeś, mercedes zajeżdża mi drogę, wysiada z niego trzech zamaskowanych facetów z pałami, a ja mam uważać, że to zabawny happening?! Mów, o co ci chodzi?! Jej w to nie mieszaj, odczep się od mojej dziewczyny, bo cię… No nie wiem, co chciałem powiedzieć. Nie, nie, na pewno nie zabiję, najwyżej skopię ci dupę… Dobrze słyszałeś!
Komendant wyrwał mu z rąk słuchawkę i krzyczał na syna, ale Filip nie słyszał tego, był bardzo podekscytowany. Nigdy wcześniej nie widział, aby komendant podniósł głos, teraz jednak myślał o Luizie. To nie o niego mu chodzi, to Luiza go interesuje. Chce ją zdobyć, czy w jego towarzystwie nie ma ładnych dziewczyn? A może to taki typ, który jak już mu jakaś wpadnie w oko, nie popuści, dopóki jej nie posiądzie? Filip nawet sobie tego nie wyobrażał.
Jego dziewczyna była w niebezpieczeństwie. To wiedział, ale jak jej pomóc?
Kiedy Klar skończył, był równie przerażony i rozdygotany.
– Tego bym się po własnym synu nie spodziewał. Przypomniało mu się, że mamy nie wyrównane rachunki jeszcze za wojsko, do którego go posłałem.
Obaj milczeli i nie wiedzieli, co powiedzieć.
– Kim właściwie jest pana syn, trenerze?
– Wychowywałem go na sportowca – odruchowo dłonią wycierał usta wsparty na łokciach o blat biurka. – Trenowałem go i miał dobre wyniki. Teraz przeszedł na zawodowstwo, prawdopodobnie bał się kontroli antydopingowych. Teraz to widzę jaśniej.
– Zawodowców nie sprawdzają?
– Sprawdzają, pewnie, ale tam walczą kilka razy w roku, przez resztę mogą wciągać i wąchać, co popadnie, chyba na to liczy.
– Myśli pan, że wpadł w złe towarzystwo?
– Prawdopodobnie – kiwał głową.
– Co jeszcze panu mówił?
Komendant milczał, nie wiedział, czy ma powiedzieć Filipowi.
– Chce najpierw mi dokopać, potem walczyć z tobą w ringu. To idiota. – Odwrócił głowę w bok.
– Mogę z nim walczyć. – Filip wystrzelił bez zastanowienia. Chodziło mu o Luizę.
Klar wyprostował się.
– Przecież ty jeszcze nie walczyłeś, a on na ringu amatorskim nie przegrał żadnego pojedynku.
– Trudno, przecież nie jest powiedziane, że ja muszę wygrać, mogę przecież przegrać.
– Stanąłbyś z nim w ringu? – Komendant nie dowierzał.
Filip się zastanowił.
– A wie pan, jeśli bym wygrał turniej, a jego promotorzy zorganizowaliby pojedynek i zapłaciliby nam, to mógłbym dostać po gębie. Nie widzę przeciwwskazań.
– Ale przecież on przechodzi na zawodowstwo, to niemożliwe.
Filip wstał i szykował się do wyjścia.
– To trudno, nie wiem, co zrobić.
Zamknął za sobą drzwi.
Klar siedział przez chwilę zamyślony. Odwaga Filipa zaimponowała mu. Jednak Szymon miał podobno walczyć w grudniu na ringu zawodowym swój pierwszy mecz. Tego nie da się zmienić.
Syn szukał też zemsty na nim. To było przerażające. Wydawało się, że dobrze go wychowywał. Przypomniał sobie sytuacje z mieszkania Prokopa i aż stęknął pod nosem.