– Mamo – Filip zwrócił się do matki – pozwól, że ci przedstawię, to Luiza, moja dziewczyna.
– Miło mi – Dziubińska podała jej rękę.
Razem z rodzeństwem solenizanta zajęła miejsce przy jednym z wolnych stolików.
Impreza zaczynała się, grała muzyka, schodzili się pierwsi goście. Filip z Luizą stali przy wejściu i witali wszystkich. W niewielkim klubie przy domu kultury były trzy wolne stoliki i kilka ze szwedzkim bufetem, krzesła, bar właściciela i dużo miejsca na środku do tańców.
Byli już koledzy, siatkarze z dziewczynami, tańczyli na środku, i koleżanki ze swoimi znajomymi. Nawet Justyna przyjechała z kolegą. Filip czekał jeszcze na ojca i trenerów z osobami towarzyszącymi, aby zgasić świeczki i poczęstować wszystkich tortem, oficjalnie rozpocząć imprezę mającą trwać do północy.
Właśnie pojawił się trener Sokół z żoną, przywitali się serdecznie. Luiza wskazała mu miejsce siedzące obok stolika Dziubińskich.
– Ładna sukienka – zauważyła żona trenera i uśmiechnęła się do Luizy.
Stali naprzeciwko siebie i Filip zauważył, że rzeczywiście jego dziewczyna wygląda pięknie, niby jak zawsze, a jednak inaczej. Miała dobry gust i potrafiła się ubierać. Sukienka podkreślała jej zgrabną figurę, srebrny łańcuch na biodrach dodawał wdzięku i makijaż. Tak, po raz pierwszy zauważył u niej makijaż. Był delikatny, lecz upiększał jej twarz. Nie mógł się na nią napatrzeć.
– Pięknie dzisiaj wyglądasz! – Chciał jej powiedzieć komplement.
– Dzisiaj? – Uśmiechnęła się do niego.
– Zawsze, ale dzisiaj specjalnie.
– Cieszę się, że ci się podobam.
– O, dobry wieczór – Filip przywitał się z trenerem Klarem.
Na dworze było ciemno mimo wczesnej pory.
– Dobry wieczór – uśmiechnął się.
Zdejmował kurtkę i podał ją Luizie, która zawieszała wszystkie na wieszaku przy wejściu.
Trener czekał, aż Luiza powiesiła jego kurtkę.
– Ty jesteś zapewne dziewczyną Filipa?
– Tak, mam na imię Luiza.
– Bardzo mi miło. – Powiedział i zwrócił się do Filipa. – Jedzie do mnie syn. Ma na imię Szymon i powinien tu być niebawem. Czekacie na kogoś jeszcze?
– Nie ma mojego ojca.
– W każdym razie na Szymona specjalnie nie czekajcie.
– Dobrze.
Filip poszedł do matki a Luiza została przy drzwiach, aby je zamknąć.
Po krótkiej naradzie Dziubińska nakazała zapalić symboliczną świecę w kształcie cyfry dziewiętnaście. Luiza przywiozła ze sobą niewielką kamerę cyfrową i poprosiła Medyka, aby kamerował moment zdmuchiwania świecy. Sama zajęła miejsce obok swojego chłopaka.
Uciszono muzykę, Filip podszedł do tortu ze świecą i zdmuchnął ją. Rozległy się brawa. Luiza zaintonowała „Sto lat” i czerwony ze wstydu Filip jakoś musiał przez to przebrnąć. Stał więc i słuchał, jak wszyscy śpiewają na jego cześć. Potem rozległy się ponowne brawa, właściciel baru dostał od Luizy sygnał, aby pogłosić muzykę i zaczęła się zabawa.
Kto jeszcze tego nie zrobił, teraz podchodził do Filipa i składał mu życzenia osobiście. Niektórzy wręczali mu drobne upominki. Luiza przez cały czas towarzyszyła mu, odbierała prezenty, kwiatki i ustawiała je na stole w wazonie, prezenty chowała do specjalnie przyniesionej dużej torby.
Utworzyła się nawet dość długa kolejka do Filipa, a kończyła ją Justyna.
– Chciałabym ci życzyć, abyś osiągnął sukces, zawsze był dobrym człowiekiem i nie zapominał o starych znajomych. – Justyna dała Filipowi upominek i zawisła na jego szyi.
Najpierw pocałowała go w usta. Nie był to jednak normalny buziak, ale dość długi pocałunek. Filip stał jak manekin zupełnie zaskoczony przebiegiem sytuacji i kiedy już oderwała swoje usta od jego, powiedziała coś w rodzaju „Bardzo”, Filip tego nie słyszał, bo grała głośno muzyka, a Justyna po raz drugi pocałowała go i znów za długo.
Wszyscy stojący obok z talerzykami pełnymi tortu to widzieli i patrzyli na reakcję Luizy. Stała dzielnie i wpatrywała się w Justynę. Po wszystkim podeszła z prezentem, dość pokaźną paczką, do Filipa.
– Jeszcze ja nie składałam ci życzeń. – Była uśmiechnięta. Podała mu prezent.
Filip nie wytrzymał, położył prezent na krześle i przyciągnął ją do siebie.
– Bardzo cię kocham – wyszeptał jej do ucha.
– Chcę ci życzyć – szeptała mu do ucha – aby nasze dzieci dały ci dużo radości i abyś mógł wychować je na wspaniałych ludzi.
Zawsze potrafiła go zaskoczyć. Nie wiedział, co ma powiedzieć.
– Kiedy mam zacząć cieszyć się nimi?
– Za trzy lata, rok po ślubie. – Powiedziała. – Będziesz miał wtedy dwadzieścia dwa lata.
– Ja sobie tego też dzisiaj życzę.
Pocałowali się i stanęła obok niego.
Zabawa rozkręcała się i nabierała kolorów. Wszyscy tańczyli, pili słodkie napoje, kawę i herbatę. Alkoholu nie było, Filip prosił nawet właściciela baru, aby pościągał z półek butelki i w czasie trwania jego party nie sprzedawał tego typu napojów. Opinie mówiące o tym, że bez alkoholu nie ma zabawy, były godne pożałowania. Tak uważają tylko zakompleksieni ludzie z niską samooceną i oczywiście alkoholicy. W każdym razie Filip nie chciał, aby ktokolwiek przechodził alkoholowe inicjacje na jego urodzinach. Jeśli ktoś chciał próbować swoich sił w tej specjalności, to najlepiej niech to robi w swoim domu.
Matka również popierała zdanie Filipa i Luizy.
Filip tańczył ze swoją najpiękniejszą i jedyną dziewczyną na świecie. Czuli się ze sobą bardzo dobrze.
– Co jest w paczce, którą mi dałaś? – Pytał ją w tańcu.
– Zobaczysz.
– No powiedz – nalegał.
– Kupiłam ci rękawice bokserskie.
Filip stanął na chwilę, potem zmartwił się nieco.
– Nie martw się – zaczęła – kupiłam ci odpowiedni numer.
Rozchmurzył się.
– A skąd wiedziałaś? – Zdziwił się.
– Wiesz, twój trener ma kilka telefonów.
Był nią zachwycony.
– W połowie grudnia mam turniej, nie mówiłem ci jeszcze.
– Wiem, dlatego ci je kupiłam.
– Zgadzasz się na mój udział…
– Tak – wpadła mu w zdanie. – Masz ten turniej wygrać!
Patrzył na nią i coraz bardziej nie wierzył, że Bóg dał mu taką mądrą i piękną dziewczynę. Przecież niczym sobie nie zasłużył.
W pewnej chwili zrobiło się zamieszanie i do sali wszedł w skórzanej kurtce wysoki brunet. Filip nie znał go, ale to Klar otworzył drzwi, więc to prawdopodobnie jego syn. Wszystkie dziewczyny patrzyły na przybysza i czekały, aż zdejmie skórzaną kurtkę i odwróci się do nich twarzą. Wreszcie odwrócił się ubrany w skórzaną kamizelkę z cekinami, nad górną wargą miał ciemne krótkie wąsy, a na nagich ramionach tatuaże, całe barki miał wytatuowane.
Trener wskazał palcem na Filipa i solenizant wraz z Luizą poszli do niego. Było tam trochę ciszej i mogli rozmawiać.
– Chciałem ci przedstawić mojego syna, Szymona – mówił Klar. – A to dzisiejszy solenizant.
Filip podał mu dłoń.
– A, co to za piękna dziewczyna?! – Wykrzyknął nowo poznany, a w jego oczach zaiskrzyło.
Nawet nie złożył życzeń Filipowi i nie zapytał dziewczyny, czy zatańczy z nim, po prostu pociągnął ją za sobą na środek do tańca. Luiza zaskoczona nagłym szarpnięciem nie zdążyła zaoponować.
– Uważaj na niego, jest trochę narwany – ostrzegł go Klar – lubi się bić.
– Ale jest trzeźwy? – Filip nie spuszczał wzroku z Luizy.
– Jechał tu samochodem, więc chyba nie pił.
Filipowi zakręciło się trochę w głowie ze złości. Jeśli gość jest podpity i przyczepi się do jego dziewczyny, będzie musiał dać mu nauczkę.
Taniec jeszcze się nie skończył, gdy Luiza odeszła na bok i usiadła przy stoliku Dziubińskiej.
Filip stał z komendantem, a w ich stronę podążał Szymon. Idąc wyciągał papierosa i zapalał go. Był jedynym palącym w towarzystwie i robił szczególnie na dziewczynach duże wrażenie. Patrzyły na niego z jakąś tęsknotą w oczach. Wyglądało na to, że ma powodzenie u płci pięknej i potrafi z tego korzystać.
– I co tam u ciebie, stary? – Pytał ojca, stojąc bokiem do Filipa i wyraźnie ignorując go.
Już dawno Filip tak się nie zirytował. Mierzył Szymona wzrokiem i oceniał swoje szanse w ewentualnym pojedynku. Gość był starszy o kilka lat, wyższy o kilka centymetrów, może buty na wysokim obcasie. Z przykrością stwierdził, że nieznajomy był również lepiej umięśniony. Chciał odejść od rozmawiających, mierził go ton, jakim rozmawia ten chłopak z ojcem, ale to nie jego sprawa.
– Słyszałem, że wystawiasz jakiegoś prawiczka do turnieju? Jeszcze trenujesz? Co to za ciota, dobry jest?
Chyba tak specjalnie mówił, aby Filip go słyszał.
– Przestań się tak zachowywać, nie jesteś u siebie! – Ostrzegał komendant.
– A ty coś za jeden? – Odwrócił się do Filipa i nagle chłopak wyczuł woń alkoholu. – A, solenizant! To twoja ta zarozumiała pinda, która mnie zostawiła na parkiecie?
Gdyby nie komendant, Filip uderzyłby go. Opanował złość jednak, odwrócił się i poszedł do wieszaka. Wrócił ze skórzaną kurtką.
– Cieszę się, że już wychodzisz! – Mówił to głośno i stanowczo.
Nie było w jego głosie żadnej groźby, żadnego uczucia, które mogłoby zostać zinterpretowane.
– O, jakiś chłoptaś z jajami! – Roześmiał się i zwrócił w stronę ojca. – To jest ten twój zawodnik?!
Skończył się akurat jeden utwór a drugi jeszcze się nie zaczął, tak, że zebrani na sali musieli słyszeć, co powiedział, bo natychmiast obok Filipa pojawiła się cała drużyna.
Pijany Szymon nie widział ich.
Za długo patrzył w kierunku ojca, Filip wyczuł coś złego w powietrzu i odruchowo podniósł ramiona do góry, stał w zasięgu ciosu nieznajomego.
Intuicja nie zwiodła go. Szymon szybko odwrócił się do Filipa i nim ktokolwiek się zorientował wypalił w jego stronę prawym prostym. Filip uchylił się do tyłu i pięść przecięła powietrze.
– O, dobry jesteś! – Szymon nie atakował, udawał, że tylko sprawdzał refleks Filipa. Wziął od niego kurtkę, zmierzył wszystkich pogardliwym spojrzeniem i wyszedł.
– Bardzo cię przepraszam za jego zachowanie, nie wiedziałem, jak bardzo się zmienił, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni – Klar tłumaczył się z zachowania syna, widać, że było mu głupio.
– To nie pana wina, on jest już dorosły.
Podszedł do Luizy i usiadł przy niej.
– Co ci ten Szymon mówił w tańcu? – Filip był zainteresowany.
– Nie uwierzyłbyś – uśmiechała się tuląc do niego.
– To jakiś wariat z „wielkiego świata”. – Dwa ostatnie wyrazy wymówił z ironią.
– Najpierw powiedział mi, że mam krzywe zęby, a potem chciał wiedzieć, gdzie mieszkam, bo teraz jest pijany, ale jutro będzie trzeźwy.
– I co, powiedziałaś mu?
– Nie, ale bardzo się go przestraszyłam. Mówił, że wszystkie dziewczyny to dziwki i takie tam bzdury. Wiesz, to jest taki styl podrywania. Najpierw dziewczynę się dołuje i wpędza w kompleksy, a potem się ją ratuje ewentualnie i dowartościowuje komplementami.
– Boże, ale jazda, to się po prostu w głowie nie mieści!
– Można prosić do tańca drogiego solenizanta?
Filip odwrócił się i spotkał wzrok Justyny. Prosiła go do tańca, ale nie wiedział, czy po tym za długim pocałunku powinien to zrobić.
Spojrzał na Luizę, czy się zgadza, mrugnęła do niego okiem, więc poszedł tańczyć z Justyną. Luiza poprosiła do tańca Kamila i Anię.
– To jak będzie, Filip, pójdziesz ze mną na studniówkę? – Justyna pytała w tańcu.
– No, nie, mam teraz dziewczynę i z nią idę.
– Szkoda – patrzyła na niego z uwielbieniem. – Filip, a ja ci się nie podobam?
– Jesteś bardzo piękną i mądrą dziewczyną, jeśli ci chodzi o moje zdanie. Pary z nas jednak nie będzie, bo kocham Luizę, to wszystko.
– W czym ona jest lepsza ode mnie?
Rozmowa i taniec stawały się uciążliwe. Nie uwierzyłby, gdyby tego nie słuchał, że dziewczyny mogą zadawać takie pytania. Z drugiej strony jednak pamiętał swoją reakcję na zachowanie Luizy, ona też nie owijała w bawełnę, tylko pytała o wszystko.
– W niczym nie jest lepsza od ciebie ani żadnej innej dziewczyny. Miłość nie jest racjonalna i nie kochamy rozumem, tylko sercem.
Przez chwilę milczała, przeżywała coś w środku, widać to było po niej.
– To nie ma dla mnie żadnych szans?
– Justyna, nie mów mi tak. Mam dzisiaj uroczystość. Zawsze byliśmy przyjaciółmi i niech tak zostanie. Dlaczego chcesz to zepsuć?
– Nie chcę tego zepsuć…
Filip już nie miał ochoty tego słuchać. Miał jej dosyć, ale nie chciał zranić dziewczyny, bo mógł być kiedyś na jej miejscu i bardzo by to przeżył.
Luiza niby od niechcenia obserwowała taniec Filipa z Justyną i w pewnym momencie uśmiechnęła się do siebie marszcząc brwi, a mówiły one „Jeszcze zobaczymy!”. Była piękna i groźna w tym momencie.
Klar przysiadł się do stolika Dziubińskiej. Był trochę onieśmielony.
– Więc przygotowujesz mojego syna do turnieju? – Poczerwieniała.
Kiwnął potakująco głową.
– To mógł być nasz syn, żałuję tego, całe życie żałuję – spuścił oczy.
– Tak widać musiało być – mówiła szeptem – młodość bywa durna. Czy Filip ma jakieś szanse?
– Wydaje mi się, że duże.
– Pamiętasz – zamyśliła się – Andrzej trenował go. Chciał, żeby był mistrzem.
– Tak, pamiętam. Jak ten czas leci.
– Potem zrezygnował, wszystko pozamykał i wywiózł do moich krewnych. Zatarł wszystkie ślady i pochował zdjęcia. Kiedy następnego dnia mały Filipek zgłosił się do ojca na trening, usłyszał, że te treningi wcześniejsze to był tylko sen. Andrzej zostawił mu tylko skakankę.
Muzyka nie pozwalała im prowadzić normalnej konwersacji.
– Filip już na pierwszym treningu boksował, jakby to robił całe życie.
Przerwał na chwilę. Podał jej dzbanek z herbatą.
– Nie mówiłaś Filipowi o tym wcale, o treningach i o Andrzeju?
– Nie, Andrzej zaklinał mnie i prosił. Ty też nie mów mu o tym.
Podszedł ktoś z gości do stolika, więc przerwali na chwilę rozmowę.
– Jaki jest mój syn na treningach?
– Bardzo zdyscyplinowany, zaangażowany i oddany boksowi.
– Zupełnie jak kiedyś ty i Andrzej.
– Tak, zupełnie, chociaż potem wszystko się wywróciło do góry nogami.