Efektem wizyty u lekarza była rozmowa z komendantem. Filip miał półtora miesiąca czasu do turnieju bokserskiego. Chciał na nim wypaść jak najlepiej. Treningów siatkarskich miał tylko sześć godzin w tygodniu plus wyjazdy i mecze, które pochłaniały najwięcej czasu. Podjął decyzję, aby zawiesić je. Wcześniej nie wyobrażał sobie bez nich życia. Niestety, lekarz powiedział wyraźnie, że nie chodzi tylko o fizyczne możliwości, ale też psychiczne stresy związane z obawami o powodzenie meczy siatkarskich.
Rozmowa z trenerem Klarem była spokojna. Polubił go za to, że właściwie dużo wymaga, ale nie krzyczy, jest opanowany i traktuje go jak syna. Wiadomość, że Filip chce zawiesić treningi siatkówki, przyjął ze zrozumieniem. Prosił trenera, aby przy okazji porozmawiał z Sokołem w tej sprawie i próbował go przekonać.
Chłopak nie wiedział, którą z dyscyplin ma wybrać. Gdyby nie turniej boksu, być może traktowałby boks jak przygodę i ogólnorozwojowy trening. Boks dawał mu pewność siebie. Siatkówka była jego życiem, przyzwyczajeniem czy obyczajem. Nie wiedział, jak mógłby żyć bez niej. Być może to tylko przyzwyczajenie, z którego da się jakoś wyswobodzić.
Wiele razy Filip zastanawiał się nad przyszłością. Jak to będzie, kiedy pójdzie do pracy i nie będzie czasu na treningi siatkówki, gdy będzie za stary do drużyny. Wówczas rozstanie z siatkówką uznałby za naturalną kolej rzeczy. Teraz wahał się. Dzięki treningom miał poukładane życie, zawsze wiedział, co będzie robił przed treningiem i po treningu. Dzięki nasyceniu zajęć nie cierpiał na nudę, mógł wszystko zaplanować.
Gdy na wakacjach nie trenuje, nie wie, co ma ze sobą robić. Jednak siatkówka to nie jest jego przyszłość. Miał dobrą passę w Nysie, owszem, ale co z tego? Trener z Częstochowy nie dzwonił. Od turnieju minął tydzień. Choćby nawet zadzwonił, to przecież nie wezmą go do pierwszego składu, nie będzie mógł w przyszłym roku zarabiać na swoje utrzymanie i studia.
Po turnieju siatkówki był spokojniejszy. Sprawdził się w trudnych warunkach, z drużynami seniorów, z drugoligowcami. Nawet wyróżnił się i zarobił, ale takie turnieje są rzadko. Trzeba grać w lidze, aby zarabiać. Sokół nie mógł mu pomóc w dalszej karierze i Filip nie miał do niego o to żalu.
Na popołudniowym treningu siatkówki omówił z Sokołem swoje zawieszenie. Trener już był poinformowany przez Klara. Rozumiał, iż chłopak nie może myśleć o jednym, a trenować drugie. Nie wykluczał Filipa z treningów i powiedział, że będzie zapisywał mu obecności na kartach treningowych. W ten sposób zawsze będzie mógł wytłumaczyć oficjalnie jego nieobecność kontuzjami, a na ważny mecz powołać go do drużyny. Jeśli tylko Filip będzie miał czas i ochotę.
Sokół myślał nad postępowaniem Filipa. W zasadzie nie mógł zamykać przed nim drogi do kariery w innej dyscyplinie. Trenował tych chłopców, zajmował się drużyną od lat i znał dobrze ich potrzeby. Sam również chciał odnieść jakiś znaczący sukces i miał ambicje szkoleniowe. Bez sukcesu jego praca przedstawiała się nieciekawie, jak każdego trenera.
Był nauczycielem wychowania fizycznego w szkole podstawowej i teraz także w gimnazjum. Zrobił specjalizację trenerską we Wrocławiu, aby poszerzyć swoją ofertę edukacyjną. Przed laty, gdy zgłosił się do KKS – u z propozycją organizacji drużyny juniorów w Wołczynie, marzył, aby dorobić do mizernego wynagrodzenia nauczycielskiego. Dopiero na drugim miejscu stawiał sukces. Prowadziła do niego wieloletnia praca. Aby odnosić zwycięstwa ze swoimi juniorami, musiał ich najpierw nauczyć podstaw.
Kończącym szkołę zawodnikom przedstawiał kiedyś propozycję gry w seniorach KKS – u lub „Metalu” w Kluczborku. To były dwa liczące się kluby, „Metal” grał w trzeciej lidze. Jednak sytuacja rynkowa i brak sponsoringu doprowadził do upadku obu klubów.
Właściwie nie widział dla swojej drużyny żadnej przyszłości. Czasami wydawało mu się, że trochę ich oszukuje, bo grają na jego wynagrodzenie, zresztą marne grosze. Nie mają za grę nic poza satysfakcją i ogólną sprawnością organizmów. Jeśli wygrywają mecz, jest jeszcze radość i satysfakcja, chociaż nikt poza nimi nie interesuje się rezultatami meczy.
Filip był jego aktualnie najlepszym zbijającym. Pozostali mieli siłę i technikę, ale nie byli tak szybcy i skuteczni.
Trzy razy dziennie Filip zażywał witaminy i lekarstwa przepisane przez lekarza sportowego, które wykupił za swoje pieniądze. W sklepie mięsnym kupił kilka kilogramów mięsa różnego rodzaju, według zaleceń lekarza. Kiedy matka zobaczył zapakowaną po brzegi lodówkę, poprosił ją, aby nasmażyła kotletów na zapas i mięsa. Spełniła jego prośbę.
Dzień Filipa był teraz szczegółowo określony. Rano biegał, potem szkoła, po szkole sala boksu. Wieczorem analiza giełdy i pakowanie książek na kolejny dzień. Materiał szkolny nie był tak obszerny i zadania domowe z większości przedmiotów odrabiał już w szkole, podczas innych zajęć, kiedy tylko był czas, także w autobusie. Nie nadążał tylko z czytaniem lektur na czas. Planował uzupełnić to przed maturą czytając streszczenia. Na razie jednak dostał trójkę ze sprawdzianu z lektur. Odpisywał od Marcela, a ten z kolei ściągał ze ściągi swojej dziewczyny.
Po spakowaniu plecaka bieganie i spanie. Przed spaniem jeszcze fragmenty książek o boksie, lubił je bardzo. Ta tematyka fascynowała go. Przed poznaniem lektur uważał, że wychodzi się na ring i okłada przeciwnika. Teraz poznawał różne taktyki walki, które doprowadziły do szeregu zwycięstw wielu mistrzów.
Jednego wieczoru miał iść spać, ale jeszcze chciał przećwiczyć serię ciosów, o której wyczytał w książce. Polegała ona na atakowaniu seriami lewy prosty, prawy sierp i prawy podbródkowy, odskok. Świetna kombinacja. Miał jeszcze problemy z lewą ręką, ale po godzinach ćwiczeń widział wielką różnicę. Trafiał nią teraz lepiej i czyściej, była o wiele szybsza niż kiedyś.
Drzwi do jego pokoju były uchylone. Filip zaangażowany w walkę z cieniem nie zauważył, że ojciec stał w progu i przez chwilę przyglądał się jego ćwiczeniom.
Nocą zbudziły Filipa odgłosy z łazienki. Zdenerwowany wyskoczył z łóżka i miał zamiar trzasnąć otwartymi drzwiami, aby dać znać ojcu, że to przez niego się obudził.
Przy drzwiach jednak zatrzymał rękę. Stanęły mu przed oczami dzieci, Ania i Kamil, których może zbudzić trzaśnięciem. Zobaczył sytuację sprzed kilku dni, kiedy ratowali z Luizą pijaka w parku.
Chciał zamknąć drzwi powoli, ale wsłuchał się w odgłosy. Ojciec nie wymiotował już, jęczał i utyskiwał, najwyraźniej męczył się.
Podszedł na palcach pod drzwi łazienki. Nigdy wcześniej tego nie robił, brzydził się ojcem pijakiem. Teraz jednak wyraźnie słyszał, jak ojciec się męczył i jęczał. Nie mógł tego wytrzymać.
– Tato, co z tobą?! – Zaryzykował.
Przez chwilę była cisza.
– Idź spać, w niczym nie możesz mi pomóc! – To nie był głos pijanego człowieka.
– Ale, co ci jest, może wezwać lekarza!?
Ojciec najwyraźniej cierpiał.
– Ząb mnie boli, wziąłem już tabletkę, idź spać, musisz dużo spać!
Posłusznie poszedł do łóżka, przed zaśnięciem zastanawiał się, dlaczego ojciec kazał mu dużo spać, skąd wiedział o jego deficycie snu i przemęczeniu. Matka z nim rozmawiała. Wyglądało na to, że interesował się nim. Przecież to pijak, nie interesował się niczym. A jednak może trzeba z nim porozmawiać. Postanowił, że rozmówi się z ojcem przy najbliższej okazji, w wolnej chwili.