Nie widzieli się dwa dni i bardzo za sobą tęsknili. We wtorek po lekcjach Luiza czekała na niego na Krakowskiej, około sto metrów od szkoły. Była ubrana w komplet sportowy, który przywiozła sobie z Anglii. Bawełniany bezrękawnik i krótkie spodenki w kolorze granatowym z dodatkami bieli i czerwieni na krawędziach kamizelki i spodenek. Na plecach miała dżinsowy granatowy plecak.
– I jak ci poszło wczoraj? – Pocałowała go na powitanie.
– Na giełdzie? – Wziął ją za rękę, ale najpierw uważnie przyjrzał się jej ubiorowi. – W porządku, jestem sto pięćdziesiątym ósmym uczestnikiem
Bardzo mu się podobała, była zgrabna i seksowna.
Spojrzała na niego i zauważyła, że jest jakiś spięty.
– Za to dzisiaj coś nie wyszło – stwierdziła.
– A, nawet mi nie mów. Miałaś rację, że to przedszkole. Cały dzień dzisiaj same nerwy, no kurczę, co za naród!
– Nie denerwuj się, lepiej powiedz, o co chodzi? Na pewno trochę ci ulży.
– Zaczęło się kiepsko. Na pierwszej lekcji spędzili nas do auli. Stanął przed nami jakiś gościu, który przedstawił się jako były alkoholik. Miał opowiadać o zagrożeniach.
– Terapeuta? – Słuchała go uważnie.
– – No, co ty, pijak. Wyszedłem, nie mogłem tego słuchać. Poszedłem przed kompa do Internetu. Siedzę, a tu przypałętali się ludzie z samorządu, zaczęli palić i myślałem, że się uwędzę. Nie mogłem ich stamtąd wyrzucić, bo to ich gabinet.
Mijali właśnie kolegę obojga, Medyka, który na ich widok stanął i rozdziawił buzię.
– Cześć! – Przywitali się.
– Cze… – Medyk był wyraźnie zdziwiony. – To wy razem?
Filip spojrzał na Luizę.
– Tak, my razem – roześmiał się.
– A, to teraz rozumiem te twoje pytania o Luizę.
Filip zaczerwienił się.
– Robiłeś wywiad na mój temat? – Zrobiła pobłażliwą minę.
Nie wiedział, co ma powiedzieć lub wytłumaczyć, więc tylko kiwnął potakująco głową.
– O, odzywa się ta, co nie robiła wywiadu. – Medyk skierował uwagę na Luizę. – Już pół roku temu mnie męczyła…
– Chodź już Filip. – Roześmiała się, pociągnęła go za ramię i ruszyli z miejsca. – Nie musisz znać wszystkich tajemnic.
– Nie – udawał, że ją zatrzymuje – chcę wiedzieć, jaki to wywiad robiłaś o mnie z moim kolegą Medykiem?
– Trzymaj się Medyk, cześć! – Rzuciła koledze na odchodne.
– Cze…! – Z daleka pożegnał się Filip.
– Do zobaczenia dzisiaj na treningu.
Szli już sami i przytulała się do niego. Zatrzymali się przed kwiaciarnią na Krakowskiej. Filip wbiegł tam i po chwili dał swojej dziewczynie różę.
– Widzę, że naprawdę mnie kochasz – pocałował ją w czoło.
– Dziękuję za kwiatka. Opowiadaj, co dalej?!
– Z czym?
– No, siedzieliście i oni palili papierosy.
– I nagle drzwi się otwierają i wpada dyrektorka. Co to ma znaczyć, mówi, samorząd ma być wzorem i przykładem, a tutaj palicie i tak dalej. Więc ja mówię, że nie wiem, o co chodzi, bo pracuję w sieci, a ona, że zdaje się, powinienem być w auli i stało się.
– Co zrobiłeś?
– To wszystko przez ciebie, bo to ty mnie „dojrzałaś”. Mogę tak powiedzieć?
– Nie, ale co jej powiedziałeś?
– Powiedziałem, że szkoła powinna przemyśleć trochę swoje ścieżki edukacyjne. Na przykład, mówię, do niej, można by zaprosić do szkoły jakiegoś młodego biznesmena, aby posłuchać o prowadzeniu interesu i zarabianiu kasy. Zresztą obojętnie, chodziłoby o spotkanie z człowiekiem sukcesu, z kimś, kto może pokazać, że nauka ma sens, a nie wiecznie tylko mamy spotkania z jakimiś ćpunami lub alkoholikami.
– Chcą nas przestrzegać przed nałogami.
– Ileż można, przecież tego pijaństwa wszędzie dookoła pełno. Ale szkoły nie stać na urządzenie takiego spotkania i miałaś rację. Traktują nas jak niedojrzałe dzieci. Po co nas uświadamiać, dojrzali możemy być niebezpieczni i zbyt wymagający.
– Ty naprawdę bardzo się zmieniłeś. – Pocałowała go. – A co ona na to?
– Poprosiła, żebym takie spotkanie sam zorganizował i mam problem. Potem była lekcja wychowawcza i jeszcze bardziej straciłem wiarę w ludzki umysł. Mieliśmy spotkanie studniówkowe i tego już w ogóle nie da się opowiedzieć. Nie było żadnych jednomyślnych decyzji, każdy ciągnął w swoją stronę.
– Coś ustalaliście?
– Tak, kto ma iść załatwiać lokal. Była niezła przepychanka, niektórym bardzo zależało na sali w Kluczborku, innym w Wołczynie, jeszcze innym w Byczynie.
Szli w milczeniu przez chwilę. Luiza zamyślona spuściła głowę. Szła jakaś wycieczka z podstawówki do muzeum Dzierżona, wielkiego pszczelarza. Chłopcy dokazywali i bzyczeli, wołali głośno pytania do pani, jaką wystawę będą oglądali, że byli tam już i tym podobne hasła. Na widok Luizy kilku wyrostków zaczęło gwizdać, a jeden rzucał w powietrze zdania typu: „Ale laska, chłopaki, zobaczcie, takiej pięknej w życiu nie widziałem”.
Filip uśmiechał się pod nosem. Był dumny z niej.
– A, zapomniałem powiedzieć, a właściwie zapytać, czy zechcesz być moją partnerką na studniówce? – Pytał, gdy minęli już niesforną grupę, potem spuścił głowę udając zamyślonego.
– Tak. Ja ciebie nie pytam, bo to jasne, że pójdziesz potem na moją.
– Jasne. – Kiwał głową potakująco.
Stanowili piękną parę. On wysoki, blondyn z rozjaśnionymi od słońca końcówkami krótkich gęstych włosów, ona, głową sięgająca mu do szyi, z blond włosami upiętymi w koński ogon i długimi nogami. Na obojgu widać było jeszcze resztki letniej opalenizny. Szli uśmiechnięci i zakochani, byli szczęśliwi.
Trening siatkówki zakończył się późnym popołudniem, ale trener przekazał kartkę od Klara. Komendant prosił, aby Filip jeszcze tego dnia wpadł na salę bokserską, miał dla niego pilną wiadomość.
Filip wrócił do domu po treningu siatkówki. Ania prosiła, aby zabrał ją na spacer i zgodził się.
Kiedy weszli na salę bokserską, przy dwóch workach zauważył znajome twarze.
Po chwili sobie przypominał. To byli Prokop i Guzik. Uśmiechnął się do nich.
– Aniu, usiądź sobie tutaj na krzesełku, ja zaraz wracam.
Wszedł do pokoju trenera.
– A, Filip, dobrze, że przyszedłeś, siadaj.
– Dzień dobry.
Chłopak zastosował się do polecenia i zajął miejsce po przeciwnej stronie biurka.
– Mam dla ciebie dwie wiadomości, jedna zła, druga dobra, którą najpierw chcesz usłyszeć?
– Jak zła jest ta zła?
Klar nie odpowiedział, tylko zrobił ruch dłonią w powietrzu i przymknął jedno oko.
– To najpierw dobra.
– No, więc masz zaproszenie na turniej bokserski do lat dwudziestu jeden organizowany przez wrocławski klub i związek bokserski.
– Wspaniale, a kiedy?
Trener cieszył się, że w tym miejscu nie usłyszał pytania typu „Ile na tym zarobię?”.
– I to jest właśnie ta zła wiadomość. Turniej odbędzie się we Wrocławiu na początku lub około połowy grudnia.
– To tylko dwa miesiące przygotowań – zmartwił się Filip.
– Jak wszystko dobrze pójdzie, na Boże Narodzenie będziesz mistrzem. Żartuję, to tylko turniej talentów, ale zawsze to jakieś szanse, aby ktoś cię zauważył.
Chłopak z wrażenia wstał z krzesła.
– Świetnie, trenerze, dziękuję.
Zwrócił się do wyjścia.
Chwycił za klamkę i chciał wyjść.
– Wychodzisz?
– Trochę poćwiczę z workiem. Jest ze mną młodsza siostra Ania, pokażę jej salę.
– Posłuchaj – komendant wstał i podszedł do Filipa. – Wiem, że masz zawalony czas różnymi zajęciami, ale…
Pogrzebał w kieszeni i wyciągnął pęk kluczy.
– Masz tutaj klucze od sali i szatni, możesz bez skrępowania przychodzić tutaj, kiedy tylko zechcesz. Treningi będą odbywać się o ustalonych porach, lecz poza tym musisz jeszcze trenować samodzielnie.
– Dziękuję – wziął klucze. – Postaram się przyłożyć jak najlepiej do ćwiczeń.
Ania siedziała w pokoju Filipa i bawiła się lalkami, kiedy weszła do nich matka.
Stanęła obok biurka syna. Pokój był wysprzątany.
– Widzę tutaj duże zmiany na lepsze – pochwaliła go.
– Podoba ci się? – Filip cieszył się z pochwały.
Matka usiadła obok niego.
– Ania mówiła mi, że chodzisz na salę bokserską?
– Tak.
Nie bardzo wiedział, o co chodzi.
– Codziennie masz treningi i teraz trudno cię w ogóle spotkać, tyle, co przy obiedzie w niedzielę.
– Taki już los sportowca.
– Nie bierzesz za dużo na siebie?
– Ania – zwrócił się do siostry. – Musimy z mamą porozmawiać, możesz pobawić się z Kamilem?
Dziewczynka dała buziaka Filipowi i bez słowa wyszła z pokoju.
– Mamo – zaczął Filip – wiem, że martwisz się o mnie, ale postaram się działać rozsądnie.
– Przecież ty nawet nie śpisz po nocach, ostatnio schudłeś, widzę to i martwię się o ciebie.
– Mam wiele spraw na głowie, ale daję rady. Chciałbym zrealizować swoje plany i na coś w życiu zapracować samodzielnie.
Patrzyła przez chwilę na niego.
– Czy mogę poznać twoje życiowe plany?
Filip odsunął się od biurka i zaczął intensywnie myśleć.
– Chciałbym skończyć szkołę, znaleźć pracę i studiować zaocznie ekonomię. To jedna sprawa. Ten rok zdecyduje, czy moja żmudna praca sportowa będzie mogła jakoś zaowocować, czy może posłuży mi tylko do utrzymania lepszej kondycji na starość.
Matka roześmiała się.
– No wiesz, mamo, na sporcie można zarobić, jeśli jest się najlepszym. Kariera sportowca trwa jednak najdłużej dziesięć, piętnaście lat i z czegoś później trzeba utrzymać rodzinę.
Spojrzał na matkę w tym momencie, a ona zmarszczyła brwi prosząc, aby szerzej rozwinął ten wątek.
– Wiesz, że mam dziewczynę i bardzo ją kocham. Chciałbym się z nią ożenić.
– Kiedy? – Dziubińska była podejrzliwa.
– Jak tylko skończę dwadzieścia jeden lat, za jakieś półtora roku. Zamierzamy też razem studiować.
– Już się zmartwiłam, że będę musiała teraz wyprawiać wesele – roześmiała się.
Filip zamyślił się i zapadła chwilowa cisza.
– Wiesz, moja dziewczyna, Luiza już osiągnęła sukces życiowy. Nie tylko się uczy, ale zarabia, ma dwa certyfikaty językowe, udziela korepetycji, chce zrobić następne certyfikaty i być tłumaczem przysięgłym.
Zamilkł i spoważniał.
– Ja chciałam tylko wiedzieć, czy nie za dużo tych treningów i czy dajesz sobie ze wszystkim radę?
Nie odpowiadał, widać było, że nad czymś zastanawia się.
– W połowie grudnia będę miał moje życiowe kwalifikacje bokserskie. Jeśli się uda…
– Czy ten boks – wpadła mu w słowo – jest konieczny?
Wstał i przechodził się po pokoju.
– Nie wiem, jak ci powiedzieć, sam tego nie rozumiem. Gdy po raz pierwszy założyłem rękawice na treningu, wydało mi się, że jestem do tego stworzony. Jeśli odpadnę w grudniu, zostawię to.
Dziubińska siedziała milcząc, jej oczy napływały łzami.
– Mamo, nie bój się, nic mi nie będzie, mamy kaski i inne zabezpieczenia.
Podał jej chusteczkę. W milczeniu wycierała oczy, które nie chciały zaschnąć.
– Wiesz, ja muszę coś zrobić, muszę odnieść jakiś sukces, może to akurat będzie to?
Nadal milczała i słuchała go. Filip stanął przy oknie i nie wiedział, jak ma uspokoić matkę, jak ma ją przekonać, że da radę wszystkim obowiązkom?
– Moi rówieśnicy większość czasu spędzają przed telewizorem lub śpią. Stać ich jedynie na sobotnie dyskoteki, na których wyładowują swoją energię w postaci dziwnych lub groźnych min podczas konwulsji na parkiecie. Ja nie chcę tak, nie umiem siedzieć w fotelu i spać przed telewizorem. Mamo, moja dziewczyna już odniosła sukces, ja jestem przy niej nikim, ale to nie o to tylko chodzi…
Nie mogła tego słuchać, niechcąco trafił w najdelikatniejsze struny jej wrażliwości. Była bliska złamania wszystkich swoich intymnych tajemnic, dlatego wolała wyjść z pokoju.
– Bardzo cię kocham. – Wyszeptała stojąc w progu.
Nawet nie wiedziała, że jej syn już tak dorósł. Wierzyła w jego mądrość i rozsądek. Do tej pory nigdy jej nie zawiódł.