Przed małymi kioskami na rynku w Ściernicach ustawiła się kolejka ludzi. Jedni stale zaopatrywali się tutaj w prasę, inni będąc przypadkowo w centrum, dokonywali zakupów.
Wśród nich stał Wroński, który odczekawszy swoją kolejkę, kupował właśnie „Politykę”.
– Aha, jeszcze chciałem kupon Totalizatora Sportowego – przypomniał sobie.
– Ja nie prowadzę tego rodzaju sprzedaży! – Odburknęła obrażona ekspedientka.
– Totalizator jest za rogiem – poinformowała go staruszka stojąca za nim.
– Czy mogłaby mi pani wskazać drogę, jestem nietutejszy – poprosił.
– Dobrze, tylko musi pan chwilę zaczekać.
Starsza pani wzięła z okienka paczkę chusteczek higienicznych i po chwili ruszyła wolnym krokiem, prowadząc ze sobą Waltera.
Była ubrana w starą wytartą spódnicę i bluzkę o szerokich mankietach. Siwe włosy spływały jej do ramion, a twarz zasłaniały ciemne okulary. Usta miała pomalowane brązową pomadką, całe policzki zasypane pudrem, spod którego nie można było rozeznać nawet odcienia jej skóry. Podczas przechodzenia jezdni zerwany powiew ciepłego wiatru podwiał staruszce cienki materiał spódnicy i wnikliwy obserwator mógłby się zdziwić na widok jej długich nóg, były one zgrabne i piękne.
Za rogiem weszli do bramy, nad którą ogromna reklama zapraszała do grania totolotka. Gdy znaleźli się sami, bez słowa wzięła z ręki Wrońskiego czasopismo, które jej podał. Wyciągnął z aktówki kilka spiętych razem kartek maszynopisu i włożył między stronnice gazety.
– Powodzenia, na razie to wystarcz, dalsze polecenia bez zmian do odwołania – powiedziała to zdanie i wyszła z bramy.
– Wzajemnie – już na ulicy doszedł ją szept jego słów.
Roxana znała Wrońskiego od ponad roku. Mimo że ich kontakty ograniczały się wyłącznie do podobnych tego dnia spotkań, czuła do niego sympatie. Wyglądał na człowieka sumiennego i oddanego sprawie. Nigdy nie pytał o nic, zawsze czekał, aż ona powie, z czym przychodzi. Podobnie jak i ona był kilkakrotnie sprawdzany przez agencję i zawsze okazywał się lojalny.
Po wyjściu z bramy starsza pani skierowała się na przystanek autobusowy. Usiadła na jednej z ławek przed autobusowym stanowiskiem numer trzy i cierpliwie czekała na przyjazd. Autobus pojawił się po dziesięciu minutach i wsiadając do niego, kupiła bilet u kierowcy.
Słońce przygrzewało jeszcze dość mocno, mimo że godzina była późna. Starsza pani z siatką w ręku wysiadła na czwartym przystanku od Ściernic. Było to skrzyżowanie dwóch dróg, na których oprócz niej nikt nie wysiadł.
Widocznie dobrze znała okolicę, bo zamiast prostą drogą iść do wioski, weszła w łany nieskoszonego jeszcze zboża i skierowała się w stronę starego lasu. Po kilku minutach dotarła do innej drogi prowadzącej do starego leśnego zajazdu. Na niewielkiej polanie znajdowały się ławy i stoły wyciosane w drewnianych belkach. Dalej stała również drewniana budowla przypominająca kształtem góralskie domki, ale jej stan wskazywał na to, że dawno nikt tu nie zaglądał. Wyryte na ścianach domku i na stołach napisy świadczyły, iż miejsce to kiedyś gościło wielu turystów.
Zaszła od tyłu domu i wyciągając z siatki kluczyki, otworzyła stojący tam samochód. Był to stary polonez z odrapanymi błotnikami, które przeżarte rdzą ktoś zamalował farbą konserwującą. Wsiadłszy za kierownicę załączyła silnik i wyprowadziła samochód na asfaltową drogę. Przez kilka minut jechała z powrotem w kierunku Ściernic, a potem zjechała w las. Odwróciła wewnętrzne lusterko na siebie i patrząc w swoje odbicie uśmiechnęła się do siebie.
Mleczkiem kosmetycznym zmyła twarz i odpięła perukę. Nie wychodząc z pojazdu, zdjęła swe przebranie i schowała je do torby. Z kolei wyciągnęła z niej czarne wełniane spodnie i granatową górę od dresu. Na nogi włożyła skarpety i brązowe adidasy.
Sięgnęła po numer „Polityki” i rozłożywszy go, wydobyła spomiędzy kartek maszynopis. Oprócz zapisanych stronnic był tam też arkusz z planami jednostki.
Rozparła się wygodnie w fotelu i jeden z arkuszy położyła na kierownicy. Był to raport Waltera o sytuacji w bazie wojsk radzieckich w Ściernicach. Pisany łatwym szyfrem był dla niej prosty do przeczytania. Zresztą jego treść nie była też długa.
„Na rozpoznawanym obiekcie 27 Armii Północ nastąpiły niewielkie zmiany. Koszary postawiono w stan pogotowia drugiego stopnia. Bez specjalnej przepustki podpisanej przez pełniącego funkcję dowódcy pułkownika Azarowa nie można się dostać na teren jednostki. Azarow został mianowany dowódcą na czas ewakuacji po niesygnalizowanym odwołaniu Kofarowa. Wszystkie budynki szkoleniowe i mieszkalne są pilnowane przez podwojone warty przez dwadzieścia cztery godziny. Magazyny broni są puste, pozostałe do ewakuacji uzbrojenie znajduje się w wielkim magazynie żywnościowym oznaczonym na planach numer czternaście. Żywność sprowadzana do koszar jest kontrolowana chemicznie. Przywozi ją ciężarówka między czwartą a piątą popołudniu. Ewakuacja nastąpi w poniedziałek. Przygotowano do niej sześć ciężarówek, cztery wozy terenowe, dwanaście zaplombowanych kontenerów, trzy bojowe wozy piechoty, osiem dział 120mm. W magazynie znajduje się ciężka broń maszynowa – 36 sztuk, broń przeciwpancerna, pociski samosterujące ziemia – ziemia, których ilości nie ustaliłem jeszcze. Do raportu dołączyłem szczegółowy plan rozmieszczeń budynków koszarowych.”
Krótka notatka nie zawierała żadnych specjalnych wiadomości. W sumie nic ciekawego. Roxana zaczęła studiować mapę, ale i tutaj też nie zaszło nic godnego uwagi. Znała to na pamięć, już raz sama była na tym terenie i naocznie dokonywała korekt starych planów.
Wzmocnienie wart było dla niej zjawiskiem normalnym, zresztą podobnie jak ogłoszony stan pogotowia. Nie było w raporcie jednak wzmianki o skradzionych kodach. Jasne, że posiadanie ich utrzymywali w najwyższej tajemnicy, ale liczyła, że Walter dowie się czegoś ze źródeł nieoficjalnych. Nie było powodu do narzekań, w końcu i tak kolega odwalił kawał dobrej roboty.
Z całej notatki na uwagę zasługuje fakt zmiany dowódcy. Azarowi był do niedawna oficerem politycznym i ta zmiana mogła potwierdzić podejrzenia w stosunku do niego.
Zapadł już zmrok, gdy Roxana rozpamiętując i porównując raport o stanie uzbrojenia jednostki sporządzony przed miesiącem, włączyła stacyjkę. Samochód nie zareagował. Powtórzyła czynność, ale silnik nie zaskoczył. Tego jeszcze brakowało.
Roxana nie znała tego samochodu, lecz mimo wszystko otworzyła pokrywę silnika i świecąc latarką przyglądała się silnikowi. Zdjęła fajki świec i wykręciła wszystkie w celu przeczyszczenia. Było to jedyne rozwiązanie, które wpadło jej do głowy.
Ponownie przekręciła klucz w stacyjce i za trzecim razem silnik zabrzmiał nieregularną pracą. Włączyła ssanie i odczekawszy chwilę, ruszyła z pobocza.
Nie ujechała kilku kilometrów, gdy zaświtała w jej głowie pewna myśl. Zatrzymała poloneza i ponownie zajrzała do raportu Waltera. Otworzyła szerzej oczy i skoncentrowała się na ostatnich zadaniach. Nie pasowały jej jakieś fakty, lecz nie wiedziała jeszcze, które.
Przeczytała końcówkę raportu cztery razy i nagle doznała olśnienia. Chodziło o podane przez Waltera pociski samosterujące ziemia – ziemia. Nie było ich w żadnym poprzednim spisie. Dodatkowa informacja, że Walter nie ustalił ich liczby sugerowała, iż jest to wiadomość z innego niż pozostałe źródła.
Rosjanie nie mieli rakiet, nie mogli mieć w tej bazie. Informacja zdobyta przez Waltera nie mogła pochodzić z oficjalnego źródła. W ten sposób zapewne Azarowi tłumaczył się niektórym podwładnym z nagłego pojawienia się całkiem nowego ładunku w postaci skrzyń.
Z pewnością też fakt ten otoczony został tajemnicą i jeżeli, nastąpiło, to zapewne Azarowi zlikwiduje go z całą ostrością.
W takim razie Walterowi nieświadomemu niczego grozi niebezpieczeństwo. Należy go, więc natychmiast odwołać.
Roxana podążała do Ściernic przeszyta obawą o los partnera. Przed oczyma stała jej sylwetka mężczyzn z aktówką i czasopismem w ręku.
Baza wojskowa nie wyglądała z daleka groźnie. Cała oświetlona i jasna od lamp. Rosjanie nie oszczędzali prądu. We wszystkich niemal oknach budynków koszar i mieszkalnych świeciło się światło, chociaż w części nikt nie mieszkał.
Zbliżyła się do ogrodzenia pod osłoną lasu. Zasieki i płot z kolczastego drutu nie przedstawiał żadnego problemu. Żaden płot nie był dla niej nie do przebycia. Zastanawiała się jednak, czy istnieje potrzeba narażania się. Miała ustalić miejsce składowania nowo dostarczonych skrzyń, w których dla niewtajemniczonych znajdowały się rakiety, dla zaufanych kody z maszyną szyfrującą do rakiet dalekiego zasięgu. Szukanie w takim miejscu skrzyń podobne było do szukania snopków w stodole.
Znając ostrożność Rosjan, wiedziała, że ekstra towar zabezpieczają podwójnie lub potrójnie. Wyobraziła sobie magazyn broni pilnowany przez kompanię żołnierzy z rozkazem dowódcy pilnowania magazynu, a w środku pluton dodatkowo strzegący najnowszy model kałasznikowa. Oczywiście w plutonie drużyna wybrana z najbardziej zaufanych ludzi a wśród nich przebrany za szeregowca młody porucznik wywiadu lub partyjny.
Rozglądając się, wybrała sobie punkt obserwacyjny wysokie drzewo. Po chwili wdrapała się na nie i wyciągnęła z wełnianej torby aparat fotograficzny z przedłużonym obiektywem.
Jednostka wydała jej się pogrążona we śnie. Oprócz wartowników nie zauważyła nic szczególnego. Przed sztabem naliczyła ich czterech, przy bramie pięciu, dalej, przy budynku szkolenia trzech, wokół magazynu numer czternaście siedmiu, ale nie mogła doliczyć się wszystkich.
Spojrzała na zegarek. Było po jedenastej wieczór. Zdążyła na rozprowadzenie warty. Otworzyły się nagle drzwi wartowni. Był to dość duży budynek, w którym mieściła się zbrojownia i areszt. Jego okna wychodziły prostopadle do głównej drogi koszar i były zasłonięte. Roxana obfotografowała wszystko.
Zmiana warty była przy głównej bramie, gdy z budynku sztabu wyszedł oficer w stopniu porucznika i skierował się do wartowni. Zapukał do jej drzwi zamiast skorzystać z dzwonka. Po otwarciu zamienił kilka słów z dowódcą wart i odszedł z powrotem skąd przyszedł. Nie był to oficer dyżurny jednostki, więc właściwie nie miał prawa dobijania się do wartowni zauważyła.
To zajście zirytowało Roxanę i postanowiła znaleźć sobie dogodniejsze stanowisko tak, aby mogła zajrzeć do budynku w momencie otwierania ich drzwi. Najdogodniejsze było usadowić się na dachu magazynku stojącego prawie na wprost wartowni. Do tego należało przejść przez zasieki i płot.
Wyczekawszy dogodny moment, bezszelestnie przebyła ogrodzenie i zarzuciwszy linkę z kotwicą na dach, wspięła się po niej na górę. Rozłożyła się wygodnie na daszku i skierowała obiektyw aparatu na budynek wartowni.
O godzinie pierwszej w nocy nastąpiła kolejna zmiana wart. Żołnierze wychodzili z wartowni. Ustawili się przed budynkiem i poprawiali oporządzenie. Wyszedł też do nich dowódca warty i coś tłumaczył, ale Roxanę zainteresowało co innego.
W obiektywie ujrzała wnętrze korytarza wartowni. Po prawej stronie znajdowały się drzwi zbrojowni, przed którymi w pełnym oporządzeniu stali dwaj żołnierze i palili papierosy. Na karabinach mieli pozakładane bagnety.
Postanowiła odczekać jakiś czas, aby przekonać się, czy ów porucznik powtórzy swoją czynność. Pół godziny po rozprowadzeniu warty ze sztabu wyszedł ten sam człowiek i zapukał do drzwi wartowni. Otworzył mu dowódca warty, ale nie meldował się. Do progu drzwi podszedł jeden z pilnujących zbrojowni i wyprężony w postawie zasadniczej złożył raport. Oficer wrócił do sztabu.
Roxana wiedziała już, gdzie przeciwnik trzyma skradzione kody.