Pułkownik Morgan nie miał zadowolonej miny. Już od godziny czekał na meldunek niemieckiej straży przybrzeżnej. Mieli sprawdzić zawartość ładowni jednego z polskich kutrów rybackich, który wczoraj wyruszył na łowisko na południowy Atlantyk.
Wreszcie do gabinetu wszedł Knox.
-I co, Knox?- Pytał z irytacją w głosie wskazując na fotel.
-Klapa, sir.- Major usiadł na fotelu.-Niemcy dokonali kontroli, byłem przy tym, dopiero, co wysiadłem ze śmigłowca. W ładowni znaleźliśmy skrzynie, tak jak meldowała Roxana, ale nie było tam urządzeń. Zapchane były złomem, po prostu starymi zużytymi częściami zamiennymi do broni palnej.
-A niech to, Knox! Będziemy odpowiedzialni za nową wojnę z Bliskim Wschodem!- Morgan nie ukrywał rozdrażnienia.- Dokąd płynął statek?
-Miał cumować we Francji, Portugalii i RPA, sir.
-RPA to niezły pośrednik, ale co nam z tego? Nic. W ogóle nie rozumiem decyzji naszych zwierzchników. Najpierw odwołują wszelkie działania, a potem każą nam sprawdzać jakieś kutry i po co? A niech to…
Rozmowę przerwała sekretarka wnosząc pilną depeszę. Morgan rozerwał złożony papier i przeczytał. Na jego twarzy pojawił się grymas niepewności i wściekłości.
-Knox! Grupa wojskowa obaliła Gorbaczowa, po prostu dokonali zamachu stanu!- Opadł na biurko i podparł rękami głowę.
Knox przeczytał depeszę i zaniemówił.
-A mówili, że nie będziemy tutaj potrzebni, a popatrz, co się dzieje- skwitował pułkownik.- Ale zaraz, do jasnej cholery, przecież wszystkie informacje ze Wschodu przechodzą przez moje ręce, dlaczego ja pierwszy o tym nie wiedziałem? Knox, czy mógłbyś mi to wytłumaczyć?
Pułkownik zamyślił się i podobnie jak major szukał odpowiedzi na nurtujące go wątpliwości, ale ani on, ani nikt inny nie byli w stanie dać zadowalających odpowiedzi.
-Jeżeli oni wiedzieli o tym wcześniej, to jesteśmy skończeni, zupełnie niepotrzebni- podsumował Morgan.
-Zobaczymy jak długo potrwa ta cała awantura- próbował łagodzić napięcie major.
-Mogliśmy zniszczyć te zafajdane kody rakiet, teraz cała flota ich nie znajdzie. Mielibyśmy, chociaż w tej sprawie czyste sumienie. Zamach na Gorbaczowa… też coś, ale pomysł, a niech to wszystko…- pułkownik chodził po pokoju i zawzięcie powtarzał te same zdania. Nie mógł uwierzyć, że nie udało się wcześniej odkryć zamiarów kilku renegatów radzieckiego wojskowego betonu.
-A może tam nie było w ogóle kodów?- Wycedził Knox.
-Sugerujesz, że cała ta akcja Czarnych Dni w Polsce to mydlenie nam oczu?- Dochodzi do siebie pułkownik.
-Całkiem możliwe, sir. Najpierw myśleliśmy, że to gra przeciwko czujności polskiej policji i wywiadu, ale jak się okazuje, to mogły być działania wymierzone…
-Przeciwko naszej czujności na sprawy Gorbaczowa?- Przerwał mu pułkownik.
-Właśnie, sir.
Morgan powoli zaczął się przyzwyczajać do tej myśli i obiecywać srogi rewanż przeciwnikom.
Tuczapski wyszedł ze szpitala, ale codziennie przesiadywał godzinami przy łóżku ukochanej żony. W biurze zastał depeszę od polskiej misji kościelnej w Bukareszcie, na której adres przesyłał od kilkunastu dni ciężarówki z żywnością. Ksiądz Piotr informował go, iż jedna z ciężarówek przewożąca pomoc charytatywną wybuchła w centrum miasta i ładunek doszczętnie został spalony. Zginął na miejscu pomocnik kierowcy, a tego ostatniego przewieziono w ciężkim stanie do szpitala.
Dyrektora zastanowił w depeszy jeden fakt. Ksiądz donosił, iż specjalna komisja badała szczątki zwęglonego pojazdu i odkryła resztki przypominające elementy komputerów. W poprzednim liście ksiądz Piotr prosił Tuczapskiego i sprzęt elektroniczny i teraz ogromnie ubolewał nad jego stratą, niestety nie mógł tych komputerów wykorzystać, bo wszystkie spłonęły.
Dyrektor „Oriona” zastanawiał się długo nad depeszą i nie mógł zrozumieć tej części, która mówiła o rzekomo wysyłanych przez niego komputerach. W każdym razie ucieszyła go wiadomość, że nie zobaczy już nigdy w życiu Johansona. On już nikogo nie będzie szantażował.