Inspektor wraz z Tuczapskim siedzieli w pokoju lekarza dyżurnego. Nie wyglądali szczególnie. Dyrektor miał rozpalone policzki i ciężko wzdychał za każdym razem. Dornik ubrany w cywilne rzeczy był blady, a granatowe podkowy pod oczami wskazywały na wycieńczenie organizmu. Nie zamierzał jednak rezygnować z działania. Czuł w sobie dużo siły, a uratowanie wszystkich od śmierci napawało go wiarą w swojej możliwości.
Chciał jak najszybciej wrócić do Wrocławia i nie zamierzał ścigać osobiście sprawców napadu na dom Tuczapskich. Połączył się z komisarzem i przez telefon zdał mu relację z całego zajścia. Prosił o dostarczenie pod klinikę jego poloneza i wysłuchał relacji komisarza z miejsca zdarzenia, w którym brał udział. Potem padło kilka liczb przedstawiających trwającą od godziny akcję szeroko zakrojonych utajnionych działań policyjnych. Katowiccy policjanci i wspomagające je wojsko obsadziło, co ruchliwsze miejsca miasta narażone na działania wandali.
Polecił komisarzowi wyjaśnienie sprawy Tuczapskiego i odłożył słuchawkę. Tuczapski z trudem połykał powietrze.
-Pana gośćmi zajmie się komisarz osobiście, ale wątpię, aby coś sensownego udało mu się ustalić bez pańskiej pomocy. O co właściwie tym ludziom chodziło?-Artur był rozluźniony i obojętny.
-Na szczęście nic się nikomu nie stało- podsumował dyrektor z wyraźną ulgą.- Będziemy pana dłużnikami do końca życia, szczególnie ja.
-Każdy by postąpił w ten sposób na moim miejscu. W pierwszych chwili wydawało mi się, że oni przyszli po moim śladzie z Wrocławia, ale pańska żona twardym spojrzeniem wyprowadziła mnie z błędu. Jak to właściwie mam rozumieć? Czy to może mieć związek z próbą nawiązania kontaktu z Janowskim?
-Wydaje mi się, że tak- męczył się rozmową Tuczapski.- Niejaki Johanson groził mi, że obserwuje mnie i jeden krok nie tak i mnie wykończy. Z tego, co wiem, to pan przyjechał do mnie czerwonym polonezem?
-Tak- zastanowił się Dornik.-Ale mieliśmy lampę policyjną na dachu!
-Naprawdę?- Zdziwił się.- A więc stąd wiedzieli.
Inspektor przeraził się własnego odkrycia i poczuł się winny.
-Niech mi pan powie, co to za ludzie i czego od pana chcieli? Być może wrócą tu jeszcze?
-Wie pan, handlowałem trochę wódką, nielegalnie. Potem moje interesy się rozrosły, ale ponad tydzień temu przyszedł do mnie wspomniany już Johanson. Coś napomknął, że chce ze mną wejść w spółkę. Zapytałem, z jakim kapitałem, a on mi na to: z prawdą. Chciał wyjawnić moje nieuczciwości i handel alkoholem z Niemcami
-Tylko tyle?- Wypowiedź dyrektora zdziwiła nieco Dornika, ale nie widział zbytniego sensu w działaniu Johansona, szantaż wydał mu się czymś zbyt prymitywnym.
-Nie. Podpisaliśmy fikcyjną umowę, mówię fikcyjną, bo nie miałem możliwości sprawdzenia, czy wymieniona przez niego nazwa firmy oznacza rzeczywiście jakiś zakład lub fabrykę, czy tylko jest samą nazwą. W każdym razie po jałowej transakcji kazał mi wypłacać niezłe sumy na ręce polskich firm, których też nie mogłem nigdzie znaleźć. Mój sekretarz sprawdził, że są to w większości jednoosobowe pseudo firmy. Ich szefami bywali z reguły recydywiści, niektórzy odsiadywali wyroki.
-I płacił pan nie wiadomo, komu i za co?- Dornik zaczynał czuć pogardę do tego człowieka.
-Musiałem, w przeciwnym razie wydaliby mnie w ręce policji.
Zadzwonił telefon i okazało się, że Borucki czeka na dole gotowy do drogi. Artur wstał i szykował się do wyjścia.
-Nie interesowali się wcale działalnością „Oriona”?- Stanął przy drzwiach.
-W ogóle. Kazali jedynie płacić. Ostatnio też wymyślili sobie jakiś sierociniec, też pewnie prowadzony przez bandytów lub nieistniejący.
Inspektor otwierał drzwi i chciał wyjść, ale ostatnie zdanie Tuczapskiego go zaintrygowało. Przed oczami stanęła mu wizja porywanych dzieci we Wrocławiu.
-Dlaczego teraz chcieli pana zabić?- Zamknął drzwi i podszedł do dyrektora.
-Kazali mi wysyłać ciężarówki do Rumunii z żywnością- brakowało mu powietrza.- Jeszcze przez kilka dni mam je tam wysyłać.
-Może chodzi o jakiś przemyt?- Czuł narastający ból głowy.
-Johanson rozkazał mi, aby w poniedziałek jedna z ciężarówek odebrała kilka beczek z olejem prosto z wagonów pod Zabrzem. Wczoraj zmienił decyzję i kazał podstawić ciężarówkę jutro rano.
To było zastanawiające. Inspektor uświadomił sobie, że chodzi w tym wypadku o znajomych mu ludzi. A więc to jest ów człowiek, który opłaca całe przestępcze podziemie. Przez Tuczapskiego przechodzą pieniądze do firm, pod których szyldami ukrywają się bandyci z trzech miast.
-Wie pan, co, porozmawia pan natychmiast z komisarzem i poda mu pan adresy ludzi, na których konta bankowe przekazywał pan pieniądze. Rozumie pan?- Tuczapski kiwnął głową.- Mi natomiast zdradzi pan adres wspomnianego sierocińca. Czy jest ktoś obecny teraz w pana firmie?
-Nie wiem, powinien być stróż- odparł zaskoczony Tuczapski.
-Nie chodzi mi o stróża, potrzebuję informacji o sierocińcu!
-Dokumentację mam w swoim sejfie w domu.
-W takim razie zabieram pana tam natychmiast.
W nocnym szlafroku porwał go z krzesła i w chwilę później Tuczapski otwierał domowy sejf.